Tag

wielka brytania

Browsing

Cel – Egipt!

Rok 1797 był dla Francji niezwykle udany. Jej Armia Włoch, dowodzona przez młodego generała Napoleona Bonaparte, przyczyniła się do zdobycia północnych Włoch i ziem na zachodnim brzegu Renu. Ten sam Bonaparte wynegocjował także bardzo korzystny dla Francuzów pokój z Austrią.

Dokonania Napoleona były tak dobre, że członkowie Dyrektoriatu (władzy wykonawczej w rewolucyjnej Francji) zaczęli obawiać się generała ze strachu o własne stanowiska. Natychmiast zdecydowano, aby powierzyć mu zadanie nie do wykonania i tym samym podkopać jego pozycję wśród społeczeństwa. Cel mógł być tylko jeden, a była to oczywiście inwazja na Anglię – największego konkurenta Francji.

Gdy tylko Napoleon dokonał inspekcji swojej armii stacjonującej na północy Francji, szybko uznał, że atak na Wyspy jest praktycznie niemożliwy. Wiedział że należy uzyskać przewagę na morzu, a tam prym wiedli niezrównani angielscy marynarze, którzy nie pozwoliliby okrętom Bonapartego zbliżyć się do ich ojczyzny. Wymyślił więc dwie alternatywne cele ewentualnej inwazji – zajęcie Hanoweru, lub zdobycie Egiptu. Druga propozycja wydawała się nieść za sobą same korzyści. Po pierwsze, opanowanie kanału Sueskiego poważnie utrudniłoby Brytyjczykom transport z Indiami i tym samym odbiło się na ich gospodarce. Po drugie, założenie kolonii w Egipcie miało wynagrodzić finansowo Francuzom wszystkie stracone przez nich wcześniej kolonie. Po trzecie, oprócz celów militarnych i ekonomicznych, wyprawa miała osiągnąć cel naukowy i zabrać ze sobą grupę naukowców, na którą ostatecznie złożyli się matematycy, inżynierowie, astronomowie, przyrodnicy, geografowie, chemicy, architekci i wielu innych wykształconych Francuzów.

Poległy pod Aboukir francuski dowódca François Paul de Brueys d’Aigaliers
Wikimedia Commons

Propozycja Napoleona została zaakceptowana i szybko rozpoczęto przygotowania do inwazji. Na wyprawę zabrano 54 000 ludzi, w tym 13 000 marynarzy floty wojennej i 3 000 floty handlowej. Resztę stanowiło głównie ponad 34 000 żołnierzy, skupionych w półbrygadach piechoty, kawalerii, artylerii i innych. Co do floty, to do Egiptu popłynęły 72 okręty wojenne. Trzon stanowiły okręty liniowe, takie jak: okręt flagowy L’Orient, Guillaume Tell, Franklin, Tonnant, Spartiate, Genereux i inne. Oprócz tego, we flocie inwazyjnej znalazły się doskonałe fregaty, korwety, a także mniejsze jednostki. Wszystkie te okręty podzielono na trzy eskadry i konwój eskortowy. Dowódcą floty został admirał Francois-Paul de Brueys, który to jednocześnie objął prowadzenie eskadry „czerwonej” na L’Orient. Eskadrą „niebieską” dowodził kontradmirał Blanquet du Chayla na Franklin. Ostatnią eskadrę miał pod rozkazami, znany nam spod Trafalgaru, kontradmirał Pierre Charles Villenueve na Guillaume Tell.

Flota wyszła w morze 19 maja 1798 roku i ruszyła ku Malcie, której centralne położenie umożliwiało za jej sprawą kontrolę całej żeglugi na Morzu Śródziemnym. Po drodze, wyspa, będąca w posiadaniu Zakonu Joannitów, została zajęta przez żołnierzy Napoleona i dokonano tam niezbędnych napraw okrętów oraz uzupełniono zapasy. Następnie, francuska flota skierowała się ku Krecie, gdzie zła pogoda wymusiła jej przymusowy, 24-godzinny postój. Jak się później okazało, uratowało to okręty Bonapartego, ponieważ dzięki temu opóźnieniu brytyjski admirał Nelson wyminął się z Francuzami.

Francuska flota dotarła do wybrzeży Egiptu 29 czerwca. Desant miał być przeprowadzony w pobliżu portu w Aleksandrii, jednak plan ten utrudniała bardzo zła pogoda i wysoka fala. Francuscy oficerowie radzili Bonapartemu, aby przeczekać kiepskie warunki atmosferyczne, ale ten zdecydowanie odmówił.

„Nie mamy chwili do stracenia, los dał nam tylko trzy dni. Jeśli ich właściwie nie wykorzystam – jesteśmy zgubieni!”

Miał tutaj na myśli flotę Nelsona, która mogła nadpłynąć w każdej chwili. Mimo tych przeciwności, francuska piechota przypuściła szturm na Aleksandrię i szybko ją zdobyła, jednak wtedy pojawił się poważny problem, ponieważ okazało się, że okręty liniowe i fregaty nie mogą wejść do aleksandryjskiego portu, który okazał się być dla nich zbyt płytki. Szybko zdecydowano się przenieść armię do Zatoki Aboukir, oddalonej o ponad 20 kilometrów od Aleksandrii i Francuzi zaczęli tam obozować już 7 lipca.

Bonaparte i pozostali francuscy dowódcy nie wiedzieli, że Aboukir będzie miejscem, gdzie już niedługo spocznie ich dumna flota.

Royal Navy w pościgu za Francuzami

Brytyjski admirał Horatio Nelson
Lemuel Francis Abbott via Wikimedia Commons

Przeciwko flocie Napoleona, Wielka Brytania wysłała eskadrę dowodzoną przez nikogo innego, jak słynnego sir Horatio Nelsona – jednego z najbardziej zasłużonych morskich dowódców w dziejach, genialnego stratega, uwielbianego przez własnych żołnierzy i budzącego lęk u przeciwników. Pierwszy Lord Admiralicji lord Spencer tak pisał do hrabiego St. Vincent (dowódcy angielskiej floty w basenie Morza Śródziemnego) o wysłaniu Nelsona w pościg za Francuzami: „Rad jestem, ze mogę wysłać do pana Sir Horatia, nie tylko dlatego, iż jestem przekonany, że nie mógłbym znaleźć lepszego, zdolniejszego i bardziej oddanego służbie oficera, ale także dlatego, że wiem, jak bardzo chciał go Pan mieć pod swoimi rozkazami”. Taka rekomendacja wiele mówiła o umiejętnościach późniejszego pogromcy francuskiej floty.

Nelson i jego eskadra od początku wiedzieli o wyjściu Francuzów w morze. Anglicy byli zdecydowani znaleźć okręty Bonapartego i wydać im bitwę, jednak nie znali celu ich wyprawy, przez co kluczyli po Morzu Śródziemnym i przeoczyli najpierw francuski desant w okolicy Aleksandrii, a następnie wejście ich floty do Zatoki Aboukir. Gdy spoźniony Nelson zobaczył francuskie okręty u wybrzeży Egiptu, był zrozpaczony. Zdecydował się wydać bitwę trzonowi floty Napoleona, która stała pod Aboukir.

„Jutro o tej porze zdobędę parostwo, albo grobowiec w Opactwie Westminsterskim!„.

Na angielskich okrętach rozpoczęto przygotowania do nadchodzącego starcia.

Porównanie sił obu flot

Nikt nie ma wątpliwości, że w tamtym okresie brytyjska Marynarka Wojenna była najsilniejszą flotą na świecie. W jej skład wchodziło prawie 500 okrętów wojennych różnego typu, z czego aż 146 to okręty liniowe, czyli jednostki będące pełniące podobną rolę, jak pancerniki na początku XX wieku. Brytyjska kadra dowódcza była doświadczona i pewna, a załogi okrętów świetnie wyszkolone – przykładowo, pod Aboukirem artylerzyści służący na okrętach Royal Navy strzelali z trzykrotnie większą częstotliwością niż ci francuscy. Nie bez powodu, angielscy marynarze mieli niezachwiane poczucie swojej wyższości nad Francuzami.

Flota francuska, choć również miała za sobą długą i momentami chlubną historię, w czasach napoleońskich była daleko od momentu swojej największej świetności. Niedawna Rewolucja Francuska spowodowała śmierć lub wygnanie wielu zdolnych oficerów, a same okręty wojenne gniły w portach. Proces jej odbudowy rozpoczął się, jednak mimo tego u ujścia Nilu załogi francuskich kolosów były niekompletne i wyszkolone gorzej od Brytyjczyków.

W zatoce Aboukir Nelson dysponował 13 okrętami liniowymi (każdy miał 74 działa) i dwoma mniejszymi jednostkami, prawdopodobnie fregatą i brygiem. Francuzi dysponowali podobnymi siłami – do walki stanęło 13 liniowców i 4 fregaty.

Brytyjskie okręty nacierają w stronę francuskich linii
Thomas Sutherland via Wikimedia Commons

„Zostawcie mnie tu, na środku pola bitwy. To najlepsze miejsce na żeglarską śmierć!”

Obie floty starły się ze sobą 1 sierpnia, tuż przed zachodem słońca. Francuski głównodowodzący François Paul de Brueys d’Aigalliers czuł respekt przed Nelsonem i przed bitwą uważnie studiował jego taktykę z poprzednich lat. Nie chcąc dać Anglikom możliwości okrążenia swoich sił, d’Aigalliers ustawił własne okręty w linii bojowej na kotwicy, chcąc utworzyć nieruchomą ścianę ognia i nie pozwolić siłom Nelsona na walkę z bliska. Z jednej strony Francuzów chroniła mielizna, a z drugiej – skąd spodziewano się ataku – rozpościerało się otwarte morze. Francuscy dowódcy byli przekonani, że bitwa nie rozpocznie się przed zachodem słońca, a dopiero rano, więc ich przygotowania do starcia były powolne i chaotyczne. Na pokładach panował bałagan, a jak się później okazało, francuskie okręty zostały zawalone pakunkami od bakburty (z lewej strony) i w trakcie bitwy mogły ostrzeliwać Anglików praktycznie tylko z prawych burt!

Mimo mielizny za plecami Francuzów, siłom Nelsona udało się ich okrążyć i wykorzystać ich statyczny szyk i kierunek wiatru. Francuskie okręty nie mogły sobie pomagać, a Anglicy szli wzdłuż ich linii, niszcząc je jak po sznurku.

Początkowo pierwsi ogień otworzyli francuscy artylerzyści, a Anglicy mijali ich, czekając na możliwość walki na mniejszą odległość. Pierwszy okręt liniowy w angielskim szyku, Goliath, stanął na kotwicy za drugim w szyku francuskim liniowcem Conquerant, lecz podczas manewrowania został zaatakowany przez fregatę Le Serieuse. Kapitan Goliatha, komandor Foley, widząc to szybo wydał rozkaz:

„Zatopić mi tę łajbę!”.

Straszliwe salwy 74-działowego kolosa szybko zdewastowały fregatę, choć ostatecznie to ogień z trzeciego w szyku Oriona prawie zniszczyły Le Serieuse i wymusiły jej osadzenie na mieliźnie. Następnego dnia jej załoga poddała okręt.

Pierwszy okręt liniowy we francuskim szyku, Le Guerrier, bronił się przeciwko dwóm angielskim okrętom: Zealous i Theseus Już w pierwszych 10 minutach walki Le Guerrier stracił wszystkie maszty, choć był ostrzeliwany tylko przez Zealous, a z lewej burty odpowiedział tylko jedną salwą. Gdy strzelać zaczął także Theseus, francuski okręt szybko stał się pływającym wrakiem i poddał się późnym wieczorem, po utracie ponad połowy swojej załogi.

Wspomniany już Goliath prowadził intensywny ostrzał Conquerant, który miał zatarasowane luki artyleryjskie i nie mógł strzelać przez kilkanaście minut. Komandor Foley stwierdził, że czuł się wtedy jakby szył do tarczy. Jakby tego było mało, do francuskiej jednostki salwę burtową oddawał każdy kolejny angielski okręt, który przepływał obok. Conquerant poddał się o 21:00, wcześniej tracąc wszystkie maszty i większość ludzi ze swojej załogi.

Chwalebnie w historii francuskiej marynarki wojennej zapisała się załoga okrętu liniowego Peuple de Souverain, który atakowany przez trzy angielskie jednostki (Orion, Defence, Goliath), najpierw twardo bronił się do godziny 23:00, a poddał dopiero o 3:00 w nocy.

Okręt flagowy Nelsona, Vanguard, mierzył się z trzecim we francuskim szyku Spartiate. Na nieszczęscie dla Vanguard, okręt podpłynął do Francuzów z prawej burty Spartiate, czyli tej gdzie zgromadzono większość dział i ludzi. Ku wielkiemu zdziwieniu Anglików, francuski okręt na początku starcia zadał im bardzo duże straty, bo już pierwsza salwa pozbawiła flagowiec 35 ludzi, a następne zwiększyły straty do 70 ludzi.

Francuska formacja broni się przed eskadrą Nelsona. Z tyłu widoczne cztery francuskie fregaty
Obraz: Nicholas Pocock, Wikimedia Commons

Sam Nelson także nie uniknął ran – trafiono go odłamkiem w czoło, przez co jego twarz szybko zalała się krwią i musiał być zaniesiony pod pokład by udzielono mu pomocy. Nic nie widząc, mamrotał do kmdr. Berry’ego:

„Zabili mnie. Pokłoń się ode mnie mojej żonie!”.

Co ciekawe, ten słynny morski dowódca zabronił anonsować się w punkcie opatrywania ran i cierpliwie czekał na swoją kolej. Vanguard prowadził morderczy pojedynek ze Spartiate aż do 23:00, a pewnie trwałoby to dłużej gdyby nie fakt, że francuski kapitan okrętu także został ranny i nie był w stanie dłużej dowodzić. Vanguard był wspomagany idący za nim w szyku Minutaur. Mimo wygranej, angielski flagowiec był tak zniszczony, że zaraz po bitwie musiał udać się do Neapolu celem odbycia napraw.

Wspomniany Minotaur, po oddaniu salw do Spartiate, wdał się w pojedynek z czwartym w szyku L’Aquillon. Walka, choć z początku wyrównana, została przerwana gdy zginął francuski dowódca, kpt. Thevenard. O 20:30 L’Aquillon opuścił banderę i poddał się.

Najczęściej wspominanym pojedynkiem pod Aboukirem jest mordercza walka dziewiątego w szyku Bellerophon z francuskim okrętem flagowym, ogromnym L’Orient. Choć przewaga francuskiego okrętu była widoczna gołym okiem, angielski kapitan kmdr. Henry Darby poczytywał za honor możliwość zmierzenia się z tym gigantem. Już w pierwszej godzinie tego morderczego pojedynku, Bellerophon stracił 43 zabitych, 150 rannych (w tym dowódcę) i dwa maszty. Angielski okręt zaczął powoli przypominać wrak i aby uniknąć zatopienia, odcięto liny kotwicze, by jednostka zaczęła dryfować i wychodzić z zasięgu dział nieprzyjaciela. W trakcie wymiany ognia ranny został także wiceadmirał de Brueys, który odniósł poważne rany głowy, ręki, biodra, a pod koniec kula armatnia urwała mu nogę. Gdy zaproponowano mu opuszczenie pokładu, dzielny Francuz odpowiedział:

Zostawcie mnie tu, na środku pola bitwy. To najlepsze miejsce na żeglarską śmierć!„.

Niedługo później zginął przebity kulą armatnią wystrzeloną z Alexander lub Swiftsure, które nadciągnęły w pobliże francuskiego okrętu flagowego i podpaliły go.

O 21:00 L’Orient zaczął płonąć i godzinę później, mimo desperackiej akcji gaśniczej podjętej przez załogę, wyleciał w powietrze. W jednej chwili największy okręt francuskiej floty przestał istnieć, a sam wybuch był tak silny, że płonące żagwie spadły na pobliskie okręty. Z załogi liczącej 1010 osób ocalało zaledwie 60, a wśród zabitych był między innymi dowódca okrętu, komodor Casabianca, który nie chciał opuścić jednostki, ponieważ był pewien że pod pokładem wciąż pozostawał jego 10-letni syn Jacques. Jak się później okazało, podczas eksplozji chłopak był już poza okrętem, jednak nie zdołał przeżyć nocy.

Kotwiczący za L’Orient okręt liniowy Tonnant zdołał uciec ostrzeliwującemu go Majestic, jednak utknął na mieliźnie i opuścił banderę 2 sierpnia. Ostrzeliwany przez trzy angielskie okręty, czyli łącznie przez 178 dział, francuski liniowiec Franklin opuścił banderę o 23:30.


Thomas Luny via Wikimedia Commons

Gdy bitwa była już stracona, kontradmirał Villenueve dał znać ocalałym jednostkom by te ratowały się ucieczką. Ostatecznie spod Aboukiru zdołał ujść tylko jego okręt flagowy, Guillaume Tell, a także Genereux i dwie fregaty. Pozostałym francuskim okrętom się to nie udało: Timoleon był tak zniszczony, że spaliła go własna załoga, a Heureux i Mercure osiadły na mieliźnie i poddały się Anglikom.

Bitwa była skończona. Zwycięstwo okrętów Nelsona było całkowite – przy stracie jedynie 218 ludzi i 677 rannych, Anglicy zdobyli 9 i zatopili 2 francuskie okręty. Zginęło 1700 Francuzów, 600 było rannych, 3000 dostało się do niewoli. Nieliczni, którzy uciekli z tej rzezi, zasilili armię Napoleona w Egipcie.

Po bitwie

Jak to się stało, że francuska flota została pokonana tak dotkliwie, nie mając praktycznie szansy na nic poza rozpaczliwą obroną? Po pierwsze, wpływ na to miała zła strategia de Brueysa, który umieścił okręty zbyt daleko od brzegu i stworzył lukę, która wykorzystały angielskie okręty. Samo ich ustawienie działało na ich niekorzyść – aż pięć francuskich okrętów nie mogło włączyć się do walki. Po drugie, bitwa toczyła się po dyktando Nelsona, którego doskonały zmysł taktyczny pozwolił znaleźć słabe punkty przeciwnika i wykorzystać je. Plan był bardzo odważny, a jednocześnie prosty. Jego sprawne wykonanie było także zasługą dobrego wyszkolenia i wysokich morale angielskich marynarzy.

Za swoje zwycięstwo Nelson otrzymał tytuł barona, pensję w wysokości 2000 funtów szterlingów wypłacaną do trzech pokoleń, oraz trumnę zrobioną dla niego z wyłowionego masztu francuskiego okrętu flagowego L’Orient. Supremacja Imperium na morzach została utrzymana. 7 lat później pod Trafalgarem bohaterski admirał, jeden z najlepszych morskich dowódców wszech czasów, oddał swoje życie ponownie krusząc potęgę francuskiej floty.

Jednym z najciekawszych planów przeprowadzenia zamachu na życie Adolfa Hitlera był brytyjski pomysł operacji o kryptonimie Foxley, odtajniony dopiero po około 50 latach od zakończenia wojny. Brytyjskie SOE (en. Special Operations Executive, Kierownictwo Operacji Specjalnych) w 1944 przygotowało koncepcję zakładającą zabicie wodza III Rzeszy w jego rezydencji Berghof, znajdującej się w Alpach Salzburskich w pobliżu Berchtesgaden w Niemczech. Alianci wiedzieli z relacji jeńców, szpiegów, a także nasłuchu radiowego, że to właśnie tam Hitler przebywał często, czuł się tam bezpiecznie i momentami ignorował zasady swojego bezpieczeństwa. Führer twierdził, że Berghof przypominał mu dzieciństwo w Austrii i to tam mógł się odprężyć, jak również swobodnie myśleć. To tam podejmował najważniejsze strategiczne decyzje podczas wojny – między innymi tę o ataku na ZSRR.

Kehlsteinhaus, czyli herbaciarnia Hitlera należąca do kompleksu Berghof.
Źródło: Cezary p via Wikipedia

Brytyjski wywiad poznał szczegóły jego życia w rezydencji, upodobań i szczegółów jego ochrony. Wiedzieli jaki miał plan dnia i znali pory posiłków. Hitler chodził spać późno, bo o 4 w nocy, a kolację jadł o 22. Wstawał nieprędko – nawet o 10 rano, a na śniadanie chodził pieszo do herbaciarni Mooslahnerkopf, co zajmowało mu 15 – 20 minut. Najważniejsze było to, że Hitler chodził tam sam, a obecność strażnika niezwykle go irytowała. Jeśli podczas spaceru po Berghof führer widział strażnika patrolującego drogę, krzyczał do niego „jeśli się boisz, idź i strzeż się sam!”.

Mimo ignorowania zasad swojego bezpieczeństwa przez Hitlera, trzeba było jednak przyznać, że sama rezydencja Berghof była doskonale chroniona. Na terenie obiektu znajdowały się koszary SS Leibstandarte, czyli gwardii przybocznej Hitlera, w której szeregach znajdowali się jedynie starannie wyselekcjonowani i świetnie wyszkoleni ochotnicy. Przestrzeni mieszkalnej w Berghof strzegła jego ośmioosobowa elitarna jednostka strażników – Oddział Eskortowy Wodza (niem. SS Begleit-Kommando) którzy spali w tym samym budynku, na tym samym piętrze co ich wódz.

Parada Leibstandarte SS Adolf Hitler w Berlinie, 1938
Bundesarchiv via Wikimedia Commons

Brytyjski wywiad znalazł jednak słabe punkty w tym solidnym niemieckim systemie ochrony. Między innymi zauważono że za każdym razem kiedy Hitler przyjeżdzał do Berghof, jego ludzie wciągali na maszt sporych rozmiarów flagę, która symbolizowała obecność niemieckiego kanclerza. Głównie jednak zwrócono uwagę na przytoczony wyżej fakt samotnych spacerów Hitlera i wybrano jeden odcinek pomiędzy jego mieszkaniem a herbaciarnią, gdzie w jego pobliżu przez dłuższą chwilę nie było żadnego strażnika, a sam wódz znajdował się na otwartym terenie i był widoczny z odległości nawet 200 metrów.

Ten właśnie moment, kiedy Hitler szedł pieszo do herbaciarni, postanowiło wykorzystać brytyjskie dowództwo podczas planowania zamachu na jego życie. SOE zamierzało wysłać snajpera, aby ten ulokował się maksymalnie 200 metrów od trasy spaceru Hitlera i stamtąd oddał śmiertelny strzał. Plan ten był trudny sam w sobie, jednak Brytyjczycy dodatkowo postawili sobie za cel, aby do opinii publicznej nie przedostała się wiadomość że niemiecki wódz zginął z rąk Aliantów. Mówiąc wprost – z Adolfa Hitlera nie chciano robić męczennika, a winę za jego śmierć zamierzano zrzucić na Austriaka, lub Niemca, sugerując w ten sposób zdradę ze strony obywatela III Rzeszy. Człowiek ten miał mieć w małym palcu techniki sabotażu i snajperstwa, mówić perfekcyjnie po niemiecku i mieć starannie przygotowany niemiecki mundur. Na jego wyposażenie miały składać się: karabin snajperski Mauser wyposażony w celownik teleskopowy, nożyce do cięcia drutu, a także granaty ręczne. Strzelcowi zamierzano podrobić niemieckie dokumenty i skrupulatnie zaplanowano jego drogę pod Berghof, miejsce ukrycia się i oczywiście późniejszej ewakuacji.  

Adolf Hitler i Joachim von Ribbentrop przed pociągiem Amerika.
Źródło: fanwave.it

Widząc stopień skomplikowania powyższego planu i spore ryzyko fiaska operacji, ludzie z SOE rozpatrywali także inne warianty zamachu na Hitlera w jego alpejskiej willi. Wśród nich znalazły się:

  • zasadzka na samochód Hitlera w pobliżu Berghof, w przypadku niepowodzenia zabicia go przez snajpera. W tym celu planowano wysłać tam grupę ludzi wyposażoną w bazookę lub granatnik PIAT, który byłby zdolny przebić opancerzoną limuzynę führera.
  • wykolejenie pancernego pociągu Hitlera Amerika, lub strzał snajperski gdy ten wysiadałby z pociągu na stacji kolejowej. Podejście blisko składu byłoby jednak bardzo trudne, ze względu na niezwykle liczną obstawę podczas postojów. Żołnierze batalionu Begleit, esesmani z Leibstandarte i gestapowcy patrolowali nie tylko sam pociąg, ale też stację i okoliczne tereny. Dodatkowo, tory kolejowe były szczegółowo sprawdzane przed przejazdem pancernego pociągu.
  • Desant brytyjskich komandosów na Berghof. Ten plan został odrzucony z powodu na wysokie ryzyko takiej operacji i ewentualną trudność w utrzymaniu jej w tajemnicy – w jej wykonanie musiałoby być zaangażowanych wiele osób.
  • Zatrucie Hitlera za pomocą bezwonnej substancji wrzuconej do herbaty, lub przez bakterie wąglika. Śmierć miała nastąpić po tygodniu, uniemożliwiając użycie antidotum.

Ostatecznie brytyjskie dowództwo nie zdecydowało się na żaden powyższy wariant próby zgładzenia Adolfa Hitlera. Wydarzenia na froncie wschodnim sprawiły, że ten w lipcu 1944 roku wyjechał do kwatery frontowej w Wilczym Szańcu i już nigdy nie powrócił do willi Berghof. Od tamtej pory wśród wysokich rangą alianckich wojskowych dominował pogląd, że dla Niemiec wojna była już przegrana i nie było sensu zdejmować ze sceny Hitlera, który – jak uważano – wraz ze swoimi generałami pogarszał tylko beznadziejną sytuację III Rzeszy.

Istnieje też przesłanka mówiąca, że próba zamachu została jednak podjęta. W archiwach niemieckich znaleziono wzmiankę o fakcie zastrzelenia przez niemiecki patrol w okolicy Berghof snajpera w mundurze strzelców górskich. Być może był to snajper wysłany przez SOE, który nie zdołał oddać śmiertelnego strzału w kierunku Adolfa Hitlera. Tego możemy się już nigdy nie dowiedzieć, ponieważ duża część dokumentów brytyjskich operacji specjalnych rzekomo spłonęła w pożarze siedziby SOE w 1946 roku, a te które ocalały mogą już na zawsze zostać utajnione.

W roku 1805 Europa była od 10 lat pogrążona w wojnie. Po zwycięskich kampaniach na kontynencie, cesarz Francji Napoleon zwracał właśnie swoje oczy w kierunku swojego kolejnego wroga – Wielkiej Brytanii. Na drodze do inwazji na Wyspy stał kanał La Manche i brytyjska marynarka wojenna, która miała za zadanie powstrzymać i zniszczyć zagrażającą Imperium połączoną flotę francusko – hiszpańską. W październiku 1805 roku Wielka Brytania przyparła do muru nieprzyjacielską flotę, która schroniła się w hiszpańskim porcie w Kadyksie. Brytyjczycy zdawali sobie sprawę z tego, że Napoleon był niepokonany na lądzie – jednak na morzach to oni byli stroną dominującą i musieli to potwierdzić za wszelką cenę.

Brytyjski admirał Horatio Nelson
Lemuel Francis Abbott via Wikimedia Commons

Horatio Nelson idzie na wojnę

Osobą, na której barkach spoczywał ten obowiązek, był najsłynniejszy morski dowódca w historii brytyjskiej floty, znany ze swojego niepokornego charakteru, charyzmy i umiejętności dowódczych – admirał Horatio Nelson. Uwielbiany przez żołnierzy, był świetnym strategiem, oraz odważnym i doświadczonym żołnierzem. Nelson uczestniczył w wyprawach morskich do Indii, wojnach z Francją i Danią przeciwko którym odniósł trzy wielkie zwycięstwa: pod Abukirem, pod Kopenhagą i pod Trafalgarem. W trakcie swojej służby stracił wzrok w prawym oku i prawe ramię.

Cel – zniszczenie francuskiej floty

W tamtym czasie bitwy morskie miały raczej ustalony schemat: wrogie floty ustawiały się w szykach liniowych równolegle do siebie i rozpoczynały wzajemny ostrzał burtowy. Takie starcia mogły trwać nawet kilka dni, a czasem kończyły się bez wyraźnego rozstrzygnięcia. Takie rozwiązanie totalnie nie interesowało ani Nelsona, ani brytyjskich polityków. Należało postawić wszystko na jedną kartę – flota francuska musiała być zniszczona, oddalając tym samym groźbę inwazji na Wielką Brytanię i potwierdzając niepodzielnie panowanie Imperium na morzach.

Okręt flagowy Nelsona spod Trafalgaru, HMS Victory. Obecnie służy jako okręt – muzeum w Portsmouth.
David Hewitt via Wikimedia Commons

Wychodząc z takiego założenia Nelson przygotował plan ataku, który był jednocześnie ryzykowny i dawał nadzieję na wyeliminowanie okrętów Napoleona z późniejszych działań wojennych. Brytyjski admirał zamierzał uformować dwie kolumny które miały płynąć prostopadle do połączonej floty i brutalnie przedrzeć się do środka wrogiego zgrupowania i zniszczyć je walcząc na bliskim dystansie. Szyk Francuzów miał działać wtedy na ich niekorzyść, umożliwiając brytyjskim artylerzystom niszczenie okrętu po okręcie korzystając z przewagi ogniowej i świetnego wyszkolenia Brytyjczyków. Plan ten miał jednak słaby punkt – przed dopłynięciem do Francuzów flota Imperium musiała znieść prawie godzinny ostrzał burtowy wrogich okrętów.

Siły przeciwników

Nelson wiedział, że połączona flota hiszpańsko – francuska miała przewagę liczebną nad siłami brytyjskimi. Dowódca Francuzów,  Pierre-Charles Villeneuve dysponował 33 okrętami liniowymi i 5 fregatami ( w tym największymi okrętami tamtych czasów – hiszpańskimi: 130 – działowcem Santisima Trinidad i mającymi po 122 działa Príncipe de Asturias i Santa Ana), podczas gdy Nelson miał odpowiednio: 27 liniowców, z których najcięższe miały po 100, a mniejsze po 67 dział. a także 4 fregaty. Oprócz różnicy w ilości okrętów, istniały także duże różnice w ich budowie i właściwościach które należało wówczas wziąć pod uwagę.

Francuskie liniowce, które znalazły się pod Trafalgarem cechowały się świetną hydrodynamiką i solidną konstrukcją. Dodatkowo, były dość szybkie. Podobnie groźnie prezentowały się okręty hiszpańskie, budowane głównie jako ochrona konwojów płynących do Europy z Ameryki Południowej. Były one dobrym połączeniem zdolności bojowej, wytrzymałości i wysokich prędkości, jakie mogły osiągać.

Początek bitwy pod Trafalgarem. Dobrze widoczne rozbicie szyku torowego połączonej floty przez dwie kolumny brytyjskie.
Nicholas Pocock via Wikimedia Commons

Trzeba także wspomnieć o bardzo ważnym fakcie który mógł zdecydować o wyniku bitwy, a mianowicie o wyszkoleniu załóg. Brytyjscy marynarze mieli za sobą duże doświadczenie bojowe i kilka ostatnich miesięcy spędzonych na morzu. Mogli swobodnie ćwiczyć walkę, strzelanie, i manewry na otwartym akwenie. Francuzi i Hiszpanie, którzy byli zamknięci w Kadyksie, nie mieli takiej możliwości. Czas ten spędzali głównie na lądzie, a ich okręty stały w porcie – nie było więc mowy o jakimkolwiek strzelaniu z dział. Ten brak treningu, lenistwo miał się później katastrofalne odbić na późniejszej zdolności bojowej połączonej floty. Dodatkowo, flota francuska była tylko cieniem swojej potęgi sprzed Rewolucji Francuskiej, podczas której kadry oficerskie straciły życie, bądź odeszły z marynarki, a okręty gniły w portach. Brak wyszkolenia i doświadczenia był dla Francuzów tragiczny w skutkach podczas bitwy, która miała właśnie nadejść – w tym właśnie swoich szans upatrywał brytyjski admirał, który zdecydował się na tak śmiały i nieszablonowy atak.

Bitwa

21 października Villeneuve wyprowadził swoje okręty w morze. Ustawiona w szyku liniowym, połączona flota Napoleona zajmowała cały horyzont. Około południa, gdy Francuzi i Hiszpanie znajdowali się na wysokości przylądka Trafalgar, doścignęły ich siły brytyjskie atakując dwoma kolumnami w poprzek szyku liniowego okrętów Napoleona. Pierwszą kolumnę prowadził osobiście Nelson na okręcie flagowym Victory, a drugą hrabia Cuthbert Collingwood na Royal Sovereign. Z powodu słabego wiatru Brytyjczycy przed dopłynięciem do wrogich linii byli aż przez godzinę ostrzeliwani z dział burtowych Francuzów, nie mogąc przy tym samemu odpowiedzieć ogniem.

Schemat bitwy
Alexander Keith Johnston via Wikimedia Commons

Około godziny 12:45 Victory przeciął linie przeciwnika rozpoczynając walkę na bliskim dystansie mającą postać pojedynków pomiędzy okrętami. Minąwszy francuski okręt flagowy Bucentaure i liniowiec Redoutable, spuścił dewastującą salwę burtową na Bucentaure, która zabiła, lub raniła dużą część załogi okrętu. Mający przewagę taktyczną i ogniową Brytyjczycy siali spustoszenie wśród reszty floty Villeneuve’a i szala zwycięstwa szybko zaczęła przechylać się na ich stronę, jednak wówczas w śmiertelnym zagrożeniu znalazł się sam Nelson. Do Victory podpłynął francuski 74-działowiec Redoutable – jedyny okręt połączonej floty, ktory był w stanie nawiązać walkę i pokonać brytyjski flagowiec.

Kapitan Redoutable, Jean Jacques Lucas podczas przymusowego pobytu w Kadyksie przewidział, jak brak wyszkolenia i treningów wpłynie na późniejszą bitwę z Brytyjczykami. Dlatego jego załoga w pocie czoła ćwiczyła to, co była wstanie podczas cumowania w porcie, czyli strzelanie, abordaż i walkę wręcz. Pod Trafalgarem śmiertelnie zaskoczyli załogę Victory, najpierw za pomocą broni palnej zabijając większość ludzi na górnym pokładzie, a następnie przeprowadzając kolejne próby abordażu.

Nelson ani myślał chować się przed kulami i przez cały czas przechadzał się spokojnie po pokładzie, mając w pogardzie niebezpieczeństwo i chcąc motywować w ten sposób swoich żołnierzy do walki. Ubrany inaczej niż reszta, obwieszony medalami admirał był doskonałym celem dla francuskich strzelców. Po godzinie 13:00 jeden z nich zdołał wystrzelić kulę, która trafiła Nelsona w kręgosłup. Śmiertelnie ranny dowódca od razu rozkazał, aby zniesiono go pod pokład, nie chcąc aby widok jego samego konającego na swoim okręcie wpłynął negatywnie na morale marynarzy.

Moment postrzelenia Nelsona przez francuskiego strzelca
Denis Dighton

Bitwa toczyła się nadal; niedługo później z przeciwnej burty Redoutable podpłynął brytyjski liniowiec Temeraire i za pomocą kilku morderczych salw zmusił francuską załogę do poddania się. Chwilę wcześniej kapitan Lucas dysponował zaledwie 99 z 643 ludzi i ani myślał zaprzestać ataków na Victory.

Reszta francuskiej floty była rozgromiona. Wielka Brytania nie straciła ani jednego okrętu, podczas gdy straty Francji i Hiszpanii wyniosły aż 21 przejętych okrętów (plus jeden zniszczony), ponad 3200 zabitych, prawie 2500 rannych i 4000 pojmanych ludzi.

Admirał Horatio Nelson umarł o godzinie 16:30, mając świadomość ogromu zwycięstwa, które zdołał odnieść. Jego śmiały i ryzykowany plan pozwolił na zniszczenie francuskiej floty, jednak kosztował życie jednego z najlepszych morskich dowódców jakich widziała historia. Ostatnie słowa admirała brzmiały „God and my country”, czyli „Bóg i moja ojczyzna„. Wcześniej słyszano go wypowiadającego zdanie „Thank God I have done my duty” – „Dzięki Bogu, spełniłem swój obowiązek„.

HMS Sandwich i HMS Temeraire walczące z Bucentaure
Auguste Mayer

Po bitwie

Francuski wiceadmirał Pierre Charles Silvestre de Villeneuve został wzięty do niewoli i po kilkumiesięcznym areszcie na Wyspach Brytyjskich dostał pozwolenie powrotu do Francji. 22 kwietnia 1806 został znaleziony martwy w swoim domu w Rennes, mając w swojej piersi kilka ran kłutych. Francuska policja stwierdziła samobójstwo, jednak możliwe jest, że został on zamordowany z rozkazu Napoleona, który nie mógł wybaczyć wiceadmirałowi nieudolnego dowodzenia pod Trafalgarem. W momencie swojej śmierci Villeneuve był ostatnim żyjącym z trójki dowódców spod Trafalgaru (hiszpański admirał Federico Carlos Gravina y Nápoli zmarł 9 marca z powodu ran otrzymanych w bitwie).

Zwycięstwo trafalgarskie nie tylko oddaliło widmo ewentualnej inwazji wojsk Napoleona na Wyspy Brytyjskie, ale przede wszystkim ugruntowało morską hegemonię floty Brytyjczyków i umożliwiło im potężny rozwój imperium kolonialnego.

Aby solidnie streścić tak zwany „Cud pod Dunkierką”, czyli udaną ewakuację setek tysięcy żołnierzy Aliantów, zamkniętych w niemieckim okrążeniu na brzegu Kanału La Manche, należy rozpocząć opowieść na początku II Wojny Światowej.

Wielka Brytania na początku II Wojny Światowej

Gdy 1 września 1939 roku Niemcy napadły na Polskę, mimo nadziei Polaków na szybkie zakończenie konfliktu, Wielka Brytania i Francja nie rozpoczęły szerokiej ofensywy na zachodzie, lecz biernie czekały na kolejne ruchy Adolfa Hitlera. Ten okres nazywamy obecnie „dziwną wojną”, jako że wojna została przeciwko III Rzeszy była prowadzona jedynie na papierze.

Mimo wszystko Brytyjczycy wiedzieli, że prędzej czy później będą walczyć przeciwko Niemcom i byli pełni nadziei we własne siły zbrojne – w końcu ich marynarka była uważana za najsilniejszą na świecie, a i siły lądowe nie należały do słabych. Przed zbliżającym się konfliktem na Wyspach zapanował wręcz entuzjazm.

Defilada żołnierzy niemieckich w Oslo po zajęciu Norwegii
Autor nieznany, zbiory Norwegian Encyclopedia

Niemiecka ofensywa na zachodzie

Przeciwstawiając się agresji III Rzeszy na Norwegię, Wielka Brytania wysłała tam swoje wojska na wiosnę 1940. Niestety, Niemcy dosłownie po nich przejechali – agresorzy byli lepiej dowodzeni, lepiej wyposażeni i mieli większą wolę walki. Brytyjczykom brakowało sprzętu (zdarzały się przypadki braku broni, którą dosyłano za późno) a ich dowodzenie było niezwykle chaotyczne. Ostatecznie Niemcy zajęli Norwegię przy minimalnych stratach własnych, co dla dumnych wyspiarzy było zimnym prysznicem, z którego Alianci – chcąc wygrać wojnę – musieli wyciągnąć wnioski.

Biorąc na siebie odpowiedzialność za niepowodzenie tej operacji i wcześniejsze ustępstwa wobec Hitlera, 10 maja 1940 brytyjski premier Neville Chamberlain honorowo ustąpił ze stanowiska. Jego natychmiastowym zastępcą został Winston Churchill, którego pierwszy dzień urzędowania zbiegł się z dniem niemieckiej ofensywy na zachodzie. Jak wiemy z historii, była to niezwykle błyskotliwa i udana kampania – wspierane przez Luftwaffe niemieckie dywizje pancerne zdobyły Belgię i Holandię bez większego oporu, tym samym otwierając sobie drogę do inwazji na Francję.

Niemiecki bombowiec nurkujący Junkers Ju 87, który brał udział w ataku na Dunkierkę

Alianci w pułapce

Anglicy I Francuzi wysłali w kierunku Belgii 40 swych najlepszych dywizji, w tym cały Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Siły te miały jednak duży problem – Francuzom brakowało uzbrojenia, żywności, wyszkolenia, a nade wszystko morale, przez co nie prezentowali wybitnej wartości bojowej. Alianci mieli nadzieję powstrzymać agresora jeszcze w Belgii, zanim ten przedostałby się do Francji. Niemcy, jednak, przeszli przez Ardeny, czym totalnie zaskoczyli zachodnich strategów. Po rozbiciu nielicznych francuskich wojsk, niemieckie kolumny pancerne generała Guderiana rozpoczęły niepowstrzymany marsz na zachód, a następnie na północ w kierunku kanału La Manche. Już po dwóch dniach od przekroczenia granicy, pod Sedanem stanęło 7 niemieckich dywizji pancernych, które brutalnie zdusiły nikły opór nielicznych obrońców i wzięły do niewoli tysiące francuskich żołnierzy.

Brytyjczycy czekają na ewakuację z plaży pod Dunkierką
Autor nieznany, zbiory Imperial War Museum

Heroiczna obrona plaży i ewakuacja sił sprzymierzonych przez Kanał La Manche

Jak można się domyślić, III Rzesza miała na celu zamknięcie i zniszczenie broniących Belgii doborowych sił Aliantów. Anglicy i Francuzi znaleźli się w tragicznym niebezpieczeństwie – Niemcy atakowali zarówno od wschodu, jak i południa, od strony Francji. Mimo morderczego tempa odwrotu na zachód (50 km od 25 do 28 maja) wokół nich szybko i bezlitośnie zamykały się kleszcze niemieckiej machiny wojennej. Ostatecznie Alianci schronili się na plażach Dunkierki: niewielkiego portu w północnej Francji, gdzie za swoimi plecami mieli Kanał La Manche, a przed sobą – przeważające, zwycięskie siły III Rzeszy. Zachodni żołnierze dobrze wiedzieli, że jeśli nie zdarzy się cud, Dunkierka stanie się miejscem ich ostatniej bitwy.

Rozpoczęła się dramatyczna obrona plaży i portu przed natarciami niemieckiej piechoty. Jednocześnie, 26 maja rozpoczęto Operację Dynamo, czyli ewakuację wojsk sprzymierzonych drogą wodną przez Kanał La Manche. W operacji brało udział 851 jednostek – okrętów wojennych pod banderą Wielkiej Brytanii, Francji, Polski a także między innymi okręty holenderskie, belgijskie. Co ciekawe, do całej akcji przyłączyły się także niezliczone ilości kutrów, motorówek i innych prywatnych łodzi. Ich właściciele z własnej woli, mimo ogromnego niebezpieczeństwa ze strony niemieckiej marynarki i lotnictwa, ofiarnie zabierali na Wyspy uwięzionych pod Dunkierką żołnierzy.

Aby jednak ewakuacja się udała, Alianci musieli wytrzymać przytłaczające natarcia niemieckiej piechoty. Szczególnie krwawe żniwo wśród obrońców zbierała Luftwaffe, która bezlitośnie prowadziła ostrzał z powietrza. Przed totalną masakrą Aliantów uratowały myśliwce RAFu, które bohatersko powstrzymywały niemieckie Sztukasy. Brytyjskie siły powietrzne zapłaciły wysoką cenę za swój heroizm – nad Dunkierką straciły ok. 100 samolotów i 60 pilotów. Ogólnie w walkach nad Francją RAF stracił połowę swoich maszyn.

Ewakuacja z Dunkierki
Autor: Cundall, Charles Ernest, Art.IWM ART LD 305, Imperial War Museum

Klęska, a jednak cud

Ewakuacja zakończyła się 4 czerwca. Ogółem z portu i plaż uratowano ponad 340 000 ludzi, w tym 200 000 Brytyjczyków i 140 000 Francuzów, Belgów, oraz pozostałych żołnierzy sił sprzymierzonych. Brytyjskie dowództwo jeszcze przed rozpoczęciem Operacji Dynamo szacowało, że spod Dunkierki uda się uratować 10x mniej ludzi.

Straty Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego wyniosły ok. 30 000 żołnierzy zabitych i rannych, 40 000 wziętych do niewoli. Zniszczono ogromne ilości sprzętu, ponieważ wycofujący się Alianci nie chcieli zostawić nic Niemcom: stracono między innymi 76 tysięcy ton amunicji, 600 tys. ton paliwa, 1200 dział i 60 tys. pojazdów. Oprócz tego, Niemcy zdołali zniszczyć 6 niszczycieli i ponad 200 innych jednostek pływających. Tak ogromne straty były zadane w najmniej odpowiednim momencie i musiały zostać szybko odrobione.

Brytyjscy żołnierze po powrocie do kraju
Autor: Puttnam (Mr) and Malindine (Mr), zbiór Imperial War Museum

Tajemnicza decyzja Hitlera

Do tej pory niewyjaśniony pozostaje fakt, dlaczego, gdy niemieckie czołgi deptały po piętach i zbierały krwawe żniwo wśród obrońców, wydarzyła się rzecz niezwykła i jedna z największych tajemnic II Wojny Światowej – osobisty rozkaz Adolfa Hitlera odwołał dywizje pancerne. Brak ich uczestnictwa w późniejszych walkach o Dunkierkę prawdopodobnie przesądził o tym, że Alianci nie zostali tam zmasakrowani. Istnieje kilka hipotez próbujących wyjaśnić, dlaczego tak się stało:

  • Podobno Hermann Göring zapewnił Hitlera, że jego bombowce nurkujące wystarczą do zniszczenia okrążonych sił sprzymierzonych,
  • Hitler chciał oszczędzić swoje dywizje pancerne przed dalszą kampanią we Francji
  • Uchronienie wojsk Aliantów przed zniszczeniem mogło być upatrywane jako ostatnia szansa na negocjacje – jednak ta możliwość jest często odrzucana przez historyków.

Ewakuacja z Dunkierki kończyła nieudaną dla Aliantów kampanię zachodnią. Mimo ogromnych strat w sprzęcie, Operację Dynamo uznano za cud, bo cudem uniknięto katastrofy – ocaleli żołnierze mogli wrócić na Wyspy Brytyjskie i w przyszłości kontynuować walkę. Po upadku Francji, Wielka Brytania została na polu walki sama i jak pokazała historia, był to dla niej początek ciężkiej i długiej wojny.

Był rok 1816 kiedy skończyła się wojna pomiędzy Nepalem a Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską. Brytyjczycy zajęli część Nepalu, małego królestwa położonego w Azji Południowej, ponosząc bardzo duże straty podczas inwazji. Ich wrogowie, nepalscy wojownicy nazywani Gurkhami okazali się być niezwykle wytrzymałymi, odważnymi i skutecznymi przeciwnikami. Brytyjscy oficerowie byli pod wrażeniem ich waleczności i zaoferowali wybranym Gurkhom przyłączenie się do Kompanii i walkę pod sztandarami Wielkiej Brytani.

Gurkhowie podczas kontroli rynsztunku trzymający noże Kukri
Źródło: H. D. Girdwood [Domena publiczna], via Wikimedia Commons

200 lat później, ponad 3400 żołnierzy Gurkha wciąż służy w Armii Wielkiej Brytanii. Ich selekcja jest bardzo surowa – z reguły na 200 dostępnych miejsc jest 2800 chętnych. Przez ostatnie dekady walczyli oni w kilku wojnach, w tym obu Wojnach Światowych, na Falklandach, w Afganistanie itd. Ci ludzie są znani jako jedni z najlepiej wyszkolonych wojowników na świecie. Zdobyli reputację nieludzko odważnych, zdyscyplinowanych i lojalnych żołnierzy, których lękają się wrogowie. Gurkhowie są także znani z powodu swoich zakrzywionych noży bojowych – tzw. noży Kukri. W 2010 roku jeden Gurkha użył Kukri do odcięcia i zabrania głowy zabitego Taliba, aby potwierdzić jego tożsamość w bazie.

Brytyjscy Gurkhowie na Falklandach
Źródło: [Domena publiczna], via Wikimedia Commons
Wiele historii potwierdza skuteczność tych ludzi na polu bitwy. W Afganistanie, we wrześniu 2010 Diprassad Pun, sierżant służący w 2. Batalionie Gurkhów, będąc otoczonym przez Talibów samodzielnie obronił swój posterunek, zabijając przy tym 12 – 30 napastników.

Sierżant Pun pełnił wartę na dachu swojego posterunku, gdy zobaczył otaczających go Talibów uzbrojonych w AK-47 i granatniki ręczne. Gurkha był pewien swojej śmierci, jednak postanowił nie poddawać się i zabrać ze sobą tak dużo Islamistów jak się da. Ostatecznie starcie trwało mniej niż pół godziny, a sierżant Pun zużył 400 sztuk amunicji, 17 granatów ręcznych i jedną minę przeciwpiechotną Claymore. Gdy skończyła się mu amunicja, ostatniego Taliba znokautował trójnogiem karabinu maszynowego. Sierżant Diprassad Pun został odznaczony Krzyżem za Wybitną Odwagę, drugim w kolejności po Krzyżu Wiktorii odznaczeniu wojskowym Zjednoczonego Królestwa.

Diprassad Pun
Źródło: Ministersto Obrony, Zjednoczone Królestwo [CC0], via Wikimedia Commons
Kapitan Rambahadur Limbu był jednym z Gurkhów, którzy walczyli Konfrontacji indonezyjsko-malezyjskiej w latach 60. XX wieku. 21 listopada 1965 na Borneo kapitan (wtedy jeszcze starszy szeregowy) Limbu wr

az z 16 Gurkhami zbliżali się do wzgórza zajętego przez 30 indonezyjskich żołnierzy z ciężkim sprzętem. Dzielny Gurkha wziął ze sobą dwóch towarzyszy, aby przeprowadzić rekonesans blisko pozycji wroga. Niestety, szybko otworzono do nich ogień, a koledzy Limbu zostali trafieni i poważnie ranni. Gurkha zamiast cofać się, samotnie zaatakował wzgórze i za pomocą granatu wyeliminował obsługę ciężkiego karabinu maszynowego. Następnie czołgając się, wycofał się około 90 metrów i powiadomił swój oddział o pozycji nieprzyjaciela. To nie był jednak koniec jego walki, bo powrócił na pole bitwy jeszcze trzykrotnie – dwa razy po rannych towarzyszy i trzeci raz aby odzyskać swojego Brena. Na koniec nasz Gurkha ponownie zaatakował nieprzyjacielskie wzgórze, zabijając „wielu” indonezyjskich żołnierzy.

Kapitanowi Limbu przyznano Krzyż Wiktorii – najwyższe brytyjskim odznaczenie wojskowe, przyznawane za, cytując „przykładną odwagę, szczególny akt poświęcenia lub wyjątkowe oddanie obowiązkom w obliczu nieprzyjaciela”.

Rambahadur Limbu
Źródło: Jack1956 na angielskiej Wikipedii bądź CC-BY-SA-3.0, via Wikimedia Commons

5 marca 1945 roku oddział Gurkhów zbliżał się w kierunku japońskich pozycji na Birmie, kiedy dostał się pod ogień przeciwnika. Japończycy dysponowali ciężkimi karabinami maszynowymi, artylerią i wsparciem snajperskim. Brytyjski oddział był w poważnych tarapatach, a szczególnie krwawe żniwo zbierał japoński snajper. Wśród rozpaczliwie broniących się żołnierzy znalazł się jeden, strzelec Bhanbhagta Gurung z 2. Batalionu Gurkhów, który postanowił osobiście zlikwidować zagrożenie. Nie mógł strzelać z pozycji leżącej, więc mimo gradu pocisków wstał i spokojnie celując, zastrzelił wrogiego snajpera. Następnie sam przeszedł do kontrataku i samodzielnie wyczyścił cztery wrogie okopy, jeden po drugim, eliminując wroga za pomocą granatów i bagnetu. Przez cały ten czas znajdował się pod ostrzałem z japońskiego bunkra. Dzielny Gurkha, wciąż walcząc samotnie, zaatakował także i ten cel.

Bhanbhagta Gurung
Źródło: Autor nieznany [Public domain], via Wikimedia Commons
Gurung nie miał już granatów odłamkowych, więc w szczeliny konstrukcji wrzucił granaty dymne. Następnie korzystając z ograniczonej widoczności zabił każdego japońskiego żołnierza wewnątrz bunkra za pomocą swojego noża Kukri. Na koniec, już po zdobyciu fortyfikacji Gurkha wraz z trzema kolegami obronił bunkier przed japońskim kontratakiem.

Szeregowy Bhanbhagta Gurung został później odznaczony Krzyżem Wiktorii z rąk króla George’a VI w Pałacu Buckingham. Jego odwaga dorównywała tylko niezważaniu na własne bezpieczeństwo i trosce o resztę oddziału, a jego niezłomna zmotywowała resztę jego pułku, który zdobył odznaczenie bojowe „Tamandu” za walki na Birmie.

Wiele lat później synowie Gurunga także służyli w 2. Batalionie Gurkhów.

Jest wiele historii takich jak te trzy. Historia tych wojowników z Nepalu zawiera wiele chlubnych przykładów ogromnej, nieludzkiej odwagi, lojalności i poświęcenia. W trudnych momentach powinniśmy brać przykład z podejścia Gurkhów, ludzi którzy zawsze walczą do końca.

Pomnik Gurkhi przy brytyjskim Ministerstwie Obrony, Londyn
Źródło: Diliff lub CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

„Bismarck” i jego bliźniaczy okręt „Tirpitz” były największymi pancernikami zbudowanymi kiedykolwiek w Europie, posiadając długość ponad 250 metrów, maksymalną prędkość 30 węzłów, a liczebność załogi wynosiła 108 oficerów i  ok. 2000 marynarzy. Bismarck był uzbrojony w osiem dział 380 mm, dwanaście dział 150 mm, szesnaście dział 105 mm, szesnaście dział 37 mm i dwanaście 20 mm działek przeciwlotniczych. Był solidnie opancerzony (pancerz boczny miał grubość 320 mm) i dysponował czterema samolotami zwiadowczymi. „Bismarck” był uważany za bardzo poważne zagrożenie dla floty Wielkiej Brytanii.

Bismarck w 1941
Bismarck w 1941
Źródło: Bundesarchiv, Bild 193-04-1-26, Wikimedia Commons

 

Plany III Rzeszy

Okręt został włączony do niemieckiej Kriegsmarine w grudniu 1940 roku, na początku II Wojny Światowej. „Bismarck” miał wziąć udział w Bitwie o Atlantyk i walczyć przeciwko alianckim konwojom zaopatrzeniowym. W tamtym okresie Wielka Brytania była wysoce zależna od wspomnianych konwojów wysyłanych głównie z USA. Niemiecka Kriegsmarine próbowała zachwiać potencjałem ekonomicznym Wielkiej Brytanii poprzez atakowanie morskich dostaw dla Brytyjczyków. W tym celu Niemcy wysyłali na Atlantyk okręty korsarskie, tzw. rajdery. Od stycznia do marca 1941 podczas operacji „Berlin”, pancerniki „Scharnhorst” i „Gneisenau” zatopiły 22 Alianckie statki handlowe. Niemieckie dowództwo uznało to za sukces i byli pewni, że „Bismarck” okaże się jeszcze bardziej skuteczny. Planowano powtórzyć tę operację, a skład grupy uderzeniowej miał zostać powiększony do czterech okrętów – do „Scharnhorsta” i „Gneisenau” miały dołączyć potężne „Bismarck” i „Tirpitz”.

"Bismarck" w grudniu 1940
„Bismarck” w grudniu 1940
Źródło: bismarck-class.dk

Niestety, aż trzy z nich nie osiągnęły na czas zdolności bojowej. „Tirpitz” miał być gotowy przed jesienią 1941, „Gneisenau” został storpedowany przez Brytyjczyków podczas naprawy w Breście (a na dodatek jeszcze zbombardowany), a „Scharnhorst” czekała naprawa boilerów. Dowództwo niemieckiej marynarki musiało zmienić swoje plany i skorzystać z „Bismarcka” wraz z ciężkim krążownikiem „Prinz Eugen”.

Kurs na Atlantyk

Po testach i treningach w Zatoce Gdańskiej między wrześniem 1940, a kwietniem 1941 „Bismarck” był gotowy do walki. Nadszedł czas – pancernik „Bismarck” i ciężki krążownik „Prinz Eugen” miały za zadanie dotrzeć do Oceanu Atlantyckiego i rozpocząć polowanie na konwoje zaopatrzeniowe Aliantów.

18 maja 1941 roku rozpoczęła się Operacja Rheinübung. Admirał Günther Lütjens osobiście przejął dowodzenie nad zespołem okrętów. Wiedział on, że kluczem do powodzenia całej operacji było pozostanie niezauważonym do czasu osiągnięcia Atlantyku, gdzie czekało już na nich jedenaście okrętów zaopatrzeniowych i kilka samolotów rozpoznania meteorologicznego.

19 maja „Bismarck” opuścił Gdynię i kierował się na Cieśninę Duńską. Niedługo potem dołączył do niego „Prinz Eugen” i sześć niszczycieli eskorty. Już dzień później grupa została zauważona przez neutralny szwedzki krążownik HMS „Gotland”. Szwecja momentalnie poinformowała o odkryciu  brytyjską ambasadę. Brytyjska Royal Navy rozpoczęła poszukiwania „Bismarcka” – jego misja nie była już sekretem dla Aliantów.

22 maja po jednodniowym postoju we fiordzie w Bergen i odesłaniu eskorty, „Bismarck” i „Prinz Eugen” w pośpiechu kierowały się w stronę Islandii. Niemiecki wywiad bagateliował zagrożenie ze strony brytyjskiej Royal Nay i twierdził, że dwa okręty nie były poszukiwane przez Brytyjczyków. Jak się później okazało, byli w całkowitym błędzie.

Dwa brytyjskie ciężkie krążowniki – HMS „Suffolk” i HMS „Norfolk” patrolowały Cieśninę Duńską, kiedy „Suffolk” zauważył niemieckie okręty. Szybko dołączył do niego „Norfolk” i rozpoczęły śledzenie „Bismarcka” i „Prinz Eugen”, starając się kryć we mgle. Brytyjczycy nie nawiązali wymiany ognia, ponieważ oczekiwali wsparcia.

Pomoc nadeszła szybko – krążownik liniowy HMS „Hood” i pancernik HMS „Prince of Wales” patrolowały obszar niedaleko Islandii i ruszyły do walki zaraz po otrzymaniu meldunku o znalezieniu niemieckich okrętów. „Hood” był dumą i okrętem flagowym floty Wielkiej Brytanii, najpotężniejszym okrętem swojej klasy i jednym z największych okrętów wojennych na świecie.

Brytyjski krążownik liniowy HMS "Hood"
Brytyjski krążownik liniowy HMS „Hood”
Żródło: Allan C. Green, Adam Cuerden via Wikimedia Commons

Hood idzie na dno

24 maja rozpoczęła się Bitwa w Cieśninie Duńskiej. Niemiecki pancernik „Bismarck” i ciężki krążownik „Prinz Eugen” starły się z brytyjskim krążownikiem liniowym HMS „Hood” i pancernikiem HMS „Prince of Wales”, które zdecydowały się przyjąć bitwę nie czekając na posiłki.

Już 6 minut po wystrzeleniu pierwszej salwy, „Hood” został fatalnie trafiony pociskiem z „Bismarcka”. Ogromna eksplozja rozerwała tył okrętu. Duma Wielkiej Brytanii, okręt flagowy brytyjskiej Marynarki Wojennej zatonął w trzy minuty razem z 1418-osobową załogą. Przyczyną tak szybkiej i nieoczekiwanej eksplozji było prawdopodobnie trafenie w komory amunicji.

HMS „Prince of Wales” był zmuszony wycofać się z miejsca bitwy, lecz przedtem zdołał trafić „Bismarcka” kilka razy. Jedno z tych uderzeń spowodowało wyciek paliwa i ograniczenie maksymalnej prędkości okrętu. Jednak Niemcy utracili swoją największą przewagę – zaskoczenie. Brytyjczycy wiedzieli gdzie dokładnie znajduje się „Bismarck” i jego kurs na Atlantyk stracił w tamtej chwili sens. Jedyną szansą niemieckiego pancernika był odwrót do okupowanej Francji, gdzie okręt mógł być naprawiony.

Lütjens rozkazał nieuszkodzonemu „Prinz Eugen”, aby ten samotnie kontynuował próbę przedarcia się na ocean. W tym samym czasie „Bismarck” tropiony był przez HMS „Norfolk”, HMS „Suffolk” i uszkodzonego HMS „Prince of Wales”, które widziały ślad paliwa pozostawiany przez niemiecki pancernik. Dowództwo brytyjskiej Royal Navy, zszokowane utratą „Hooda”, nakazało zlokalizowanie i zniszczenie „Bismarcka” za wszelką cenę używając do tego każdej dostępnej w pobliżu jednostki. 24 maja o 22:00 brytyjskim bombowcom udało się nawiązać odległość bojową z niemieckim pancernikiem, a nawet uzyskać jedno trafienie torpedą – nie spowodowało to jednak żadnych większych zniszczeń. Wydawać się mogło, że wielki okręt mógł uciec ścigającym go siłom, jednak brytyjska formacja Force H już nadciągała, aby przeciąć drogę uszkodzonemu pancernikowi. W jej skład której wchodziły między innymi lotniskowiec HMS „Ark Royal”, krążownik liniowy HMS „Renown” i lekki krążownik „Sheffield”.

„Będziemy walczyć do ostatniego pocisku”

26 maja samolot-amfibia Catalina zlokalizowała „Bismarcka”, który kierował się na wschód i nie znajdował się jeszcze pod parasolem ochronnym niemieckiej Luftwaffe. Tego samego dnia z pokładu lotniskowca HMS „Ark Royal” wystartowały dwie grupy samolotów, które zaatakowały niemieckiego kolosa. Druga fala brytyjskich samolotów uzyskała trzy trafienia, co spowodowało niezdolność do sterowania okrętem. „Bismarck” obrał niekontrolowany kurs na zachód, czyli dokładnie w kierunku ścigającej go Marynarki jej Królewskiej Mości. Lütjens powiadomił niemieckie dowództwo: „Okręt niezdolny do manewrowania. Będziemy walczyć do ostatniego pocisku. Niech żyje Führer”. Wielki pancernik, jeden z najpotężniejszych okrętów wojennych na świecie i pogromca „Hooda” dryfował czekając na swój koniec.

o 22:37 polski niszczyciel ORP Piorun, jeden z okrętów które dołączyły do pościgu, zauważył „Bismarcka”. Kontakt szybko się urwał, jednak niedługo później niemiecki pancernik został zauważony przez inne niszczyciele z brytyjskiej 4 flotylli. Po krótkiej wymianie ognia nie zanotowano poważnych uszkodzeń po obu stronach, jednak był to początek końca dla niemieckiego kolosa.

"Tirpitz" - bliźniaczy okręt "Bismarcka"
„Tirpitz” – bliźniaczy okręt „Bismarcka”
Grafika z gry „World of Warships”, źródło: http://worldofwarships.eu/

Następnego dnia duma niemieckiej marynarki stoczyła swoją ostatnią walkę. Zaatakowany przez cztery okręty – HMS „Norfolk”, HMS „King George V”, HMS „Rodney” i HMS „Dorsetshire”. Po 96 minutach i przyjęciu ponad 300 trafień, najpotężniejszy okręt swojego czasu w Europie zamilkł. Krążownik HMS „Dorsetshire” odpalił w jego kierunku torpedy, które doszły celu i „Bismarck” zatonął w kilka minut. Zginęło ponad 2100 ludzi.

Po Bitwie

Zatopienie „Bismarcka” było końcem pewnej ery w Kriegsmarine i punktem zwrotnym podczas wojny toczonej na Atlantyku. Brytyjczycy zniszczyli wiele niemieckich okrętów zaopatrzeniowych, co poskutkowało porzuceniem przez Niemców planów korsarskich rajdów okrętów nawodnych. Dla Aliantów zatopienie „Bismarcka” zbliżyło ich do usunięcia zagrożenia w postaci niemieckiej Kriegsmarine i zabezpieczenia morskich konwojów, a co za tym idzie – wygrania II Wojny Światowej. Po bitwie brytyjski admirał John Tovey powiedział: 

„Bismarck stoczył niezwykle odważną walkę wobec niemożliwej wygranej, godną dawnych dni Cesarskiej Niemieckiej Marynarki Wojennej i spoczął dumnie powiewając podniesioną flagą”.

Jest to historia męskości, poświęcenia, wierności i honoru. Obie strony – zarówno brytyjscy, jak i niemieccy marynarze dopełnili swój obowiązek do końca. Szkoda tylko, że ci drudzy walczyli po to aby zniewolić tych pierwszych.

Dodatkowe fakty:
  • „Bismarck” chciał prawdopodobnie poddać się trzy razy podczas bitwy. Znaki te były zignorowane.
  • Istnieje hipoteza, że admirał Lütjens dostał rozkaz zniszczenia okrętu i wykonał go. Wtedy ogromna eksplozja, która zatopiła pancernik, byłaby wyjaśniona wybuchem w jego wnętrzu.
  • „Niezatapialny Sam” to kot, który był w posiadaniu niemieckiego marynarza na „Bismarcku”. Uratowany przez Brytyjczyków z HMS „Cossack”, mieszkał tam do października 1941 kiedy to okręt został zniszczony przez U-Bota. Sam został przeniesiony na znany nam HMS „Ark Royal”, a lotniskowiec skończył w ten sam sposób. Wtedy też Sam został usunięty z Royal Navy i zamieszkał w Belfaście w domu marynarza. Kot ten przeżył wszystkie okręty, na których się znajdował.

Polecam spojrzeć na filmik przedstawiający model „Bismarcka” w grze World of Warships, jest tu bardzo dobrze odwzorowany:

W tym miejscu kończę artykuł, wszelkie komentarze i uwagi będą mile widziane. Po więcej zapraszam także na

Projekt ten otrzymał kodową nazwę „Habbakuk” (literówka Pyke’a), która nawiązywała do biblijnej Księgi Habakuka, 1:5:

„Spójrzcie na ludy wokoło, a patrzcie
pełni zdumienia i trwogi:
gdyż Ja dokonuję za dni waszych dzieła –
nie dacie wiary, gdy wieść o nim przyjdzie.”

Habakkuk – grafika Dominica Harmana
Źródło – www.dominicharman.blogspot.com/ za pozwoleniem twórcy

Na papierze zalety tak zbudowanego lotniskowca wydawały się być niezaprzeczalne. Okręt ten miał być stworzony w większości z lodu, a akurat lodu Alianci mieli pod dostatkiem. Ewentualne trafienie torpedą miało nie nieść za sobą żadnych poważnych uszkodzeń – zresztą taka wyrwa mogła być naprawiona na miejscu, nawet w trakcie bitwy. Koszt stworzenia takiego kolosa miał być niewielki, ponieważ do uformowania potrzebnej bryły z lodu potrzeba było tylko 1% energii niezbędnej do zrobienia tego samego ze stalą o tej samej masie. Niestety, niedługo później zauważono, że lód może zbyt łatwo pękać pod wpływem uderzeń. Z tego powodu projekt pływającego lodowego lotniskowca został tymczasowo zaniechany.

Pewnie tak by już zostało, gdyby nie wynalezienie nowego tworzywa w 1943 roku, nazwanego (od nazwiska Pyke’a) pykretem. Jest to mieszanka trocin i wody, która może być formowana w dowolny kształt i charakteryzuje się wytrzymałością porównywalną do betonu. Pykret idealnie pasował do koncepcji budowy „Habakkuka”, więc prace nad projektem ruszyły ze zdwojoną mocą. Nad powstaniem gigantycznego lotniskowca pracowały jednocześnie trzy zespoły w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i USA.

Projekt Habakkuk, ilustracja

W tym samym roku w kanadyjskiej prowincji Alberta na jeziorze Patricia zbudowano testowy model okrętu w skali 1:50, czyli o wymiarach ok. 18 m x 9 m. Inżynierom zależało głównie na stworzeniu efektywnego systemu chłodzenia, który miał być w stanie utrzymać zamrożenie tworzywa nawet podczas upału. Testowy okręt udało się utrzymać w zamrożeniu przez całe lato.
Testy balistyczne wykazały, że model z pykretu był niezwykle odporny na uderzenia torped. Naukowcy byli pewni, że biorąc pod uwagę ogromne wymiary prawdziwego lotniskowca, niemiecka marynarka praktycznie nie byłaby w stanie zniszczyć okrętu za pomocą pocisków i torped wystrzeliwanych z U-Bootów i okrętów nawodnych. W każdym bądź razie, Niemcy potrzebowaliby bardzo dużej ich ilości aby krytycznie zagrozić lotniskowcowi, a wszelkie naprawy tworzywa mogły być przeprowadzane na morzu.

Niestety, inżynierowie dość szybko zdali sobie sprawę z faktu, jak niesamowicie kosztowny byłby Habakkuk o planowanych wymiarach. Dodatkowo, system chłodzenia mógł okazać się dla okrętu nie dość efektywny. Z tego powodu podjęto decyzję o przerwaniu projektu i zatopieniu istniejącego prototypu. Pośrednio na decyzję wpływ miało także to, że Portugalia udostępniła Aliantom swoje lotniska na Azorach, skąd mogły startować samoloty osłaniające konwoje z zaopatrzeniem. Dodatkowo, Wielka Brytnia i USA zwiększyły liczbę lotniskowców eskortowych, które objęły parasolem ochronnym północny Atlantyk.

Śmiały plan alianckich inżynierów nie doczekał się spełnienia i wielki lodowy kolos nigdy nie powstał. Zatopiony prototyp Habakkuka spoczywa po dziś dzień na dnie Jeziora Patricia.