Historia Wojtka ma swój początek w 1942 roku, gdy w górach Hamadan w Iranie malutkiego niedźwiadka znalazł miejscowy chłopiec. Niedługo później na drodze do Kandawaru natknął się na polskich żołnierzy II Korpusu generała Andersa, którzy chcąc pomóc biednemu dziecku, odkupili od niego tajemniczy pakunek za kilka konserw z jedzeniem. Polacy bardzo zdziwili się, widząc zawartość ruszającego się i piszczącego zawiniątka, jednak szybko postanowili zaadoptować misia. Kapral Piotr Prendyn zdecydował, by nadać mu imię „Wojtek”.
Polscy żołnierze poważnie potraktowali zadanie zatroszczenia się o swojego nowego towarzysza. Od razu znalazła się dla niego butelka po wódce, z której pił skondensowane mleko. Oprócz tego jadł owoce, marmoladę i miód, jednak najbardziej smakowało mu piwo, którym członkowie II Korpusu nie omieszkali go raczyć.
Polacy bardzo szybko zżyli się z ciekawskim niedźwiadkiem. Wojtek często tulił się do śpiących żołnierzy, bawił się z nimi, a gdy podrósł – ćwiczył z nimi zapasy. Pokonany przeciwnik misia musiał cierpliwie czekać, aż ten z niego zejdzie i przestanie go lizać. Niedźwiedź stawał się coraz bardziej przyjacielski i zdarzało mu się zaczepiać przypadkowych ludzi, by się z nimi pobawić (jednak przeważnie byli na to zbyt wystraszeni). Dla polskich żołnierzy ich futrzaty druh stał się pewnego rodzaju odskocznią od wojennej codzienności i towarzyszem tułaczki przez Bliski Wschód.
Gdy Wojtek podrósł tak bardzo, że żołnierze nie mogli już dłużej wykarmić go ze swoich racji żywnościowych (a także po to, by Brytyjczycy pozwolili mu dalej przebywać wśród wojskowych), wciągnięto go na listę werbunkową ze stopniem szeregowca, dzięki czemu otrzymywał codziennie ładunek owoców, marmolady i słodkich syropów. Tak rozpoczęła się wojskowa kariera naszego bohaterskiego niedźwiedzia – Wojtek przeszedł cały szlak bojowy II Korpusu, od Iranu, przez Egipt po Włochy. Często stał na warcie razem z żołnierzami, lub pilnował samochodów Korpusu – najchętniej siedząc w środku, jednak szybko przestał się tam mieścić. Podobno Wojtek pewnego razu nawet złapał arabskiego szpiega, którego znalazł w łaźni.
Szczególnie wsławił się podczas słynnej Bitwy o Monte Cassino, gdzie mimo bitewnego zgiełku i zagrożenia życia ofiarnie przenosił ciężkie skrzynie z amunicją – i podobno nigdy żadnej nie upuścił. Wizerunek Wojtka niosącego pocisk artyleryjski uwieczniono na sztandarze 22. Kompanii Transportowej II Korpusu Polskiego, gdzie sam służył. Tę odznakę noszono na mundurach i malowano na ciężarówkach Korpusu. Nasz dzielny niedźwiedź brał jeszcze udział w zdobywaniu portu Ankona, w przełamywaniu fortyfikacji Apeninu i we wkraczaniu do Bolonii. Za swoją ofiarną służbę Wojtek otrzymał stopień kaprala.
Gdy II Wojna Światowa dobiegła końca, 22. Kompania została przeniesiona do Glasgow w Szkocji. Okoliczna ludność od razu oszalała na punkcie Wojtka, który szybko stał się bohaterem wielu publikacji prasowych w całym kraju. Niedźwiedź został nawet członkiem miejscowego Towarzystwa Polsko-Szkockiego, gdzie podczas uroczystości przyjęcia obdarowano go jego ulubionym piwem. Można śmiało powiedzieć, że bohaterski miś miał na Wyspach status celebryty.
Niestety, dla armii był to czas demobilizacji i jednostka Wojtka została rozwiązana. Szybko znaleziono mu schronienie w edynburskim ZOO, którego dyrektor zgodził się nie oddawać Wojtka nikomu bez wiedzy dowódcy kompanii majora Antoniego Chełkowskiego. Jego dawni koledzy z wojska często przychodzili tam by go odwiedzić i nierzadko (mimo protestów pracowników ZOO) przeskakiwali ogrodzenie, by znowu poćwiczyć zapasy z Wojtkiem.
Niedźwiedź Wojtek zmarł w ZOO w grudniu 1963 roku, mając 21 lat. Jego niezwykłe życie stało się częścią historii polskiego żołnierza, a on sam miał duży wkład we wypromowanie naszej historii na zachodzie. Na cześć bohaterskiego misia w Europie postawiono kilkanaście pomników, napisano parę utworów muzycznych, a także nakręcono między innymi ten film: