Tag

francja

Browsing

Cel – Egipt!

Rok 1797 był dla Francji niezwykle udany. Jej Armia Włoch, dowodzona przez młodego generała Napoleona Bonaparte, przyczyniła się do zdobycia północnych Włoch i ziem na zachodnim brzegu Renu. Ten sam Bonaparte wynegocjował także bardzo korzystny dla Francuzów pokój z Austrią.

Dokonania Napoleona były tak dobre, że członkowie Dyrektoriatu (władzy wykonawczej w rewolucyjnej Francji) zaczęli obawiać się generała ze strachu o własne stanowiska. Natychmiast zdecydowano, aby powierzyć mu zadanie nie do wykonania i tym samym podkopać jego pozycję wśród społeczeństwa. Cel mógł być tylko jeden, a była to oczywiście inwazja na Anglię – największego konkurenta Francji.

Gdy tylko Napoleon dokonał inspekcji swojej armii stacjonującej na północy Francji, szybko uznał, że atak na Wyspy jest praktycznie niemożliwy. Wiedział że należy uzyskać przewagę na morzu, a tam prym wiedli niezrównani angielscy marynarze, którzy nie pozwoliliby okrętom Bonapartego zbliżyć się do ich ojczyzny. Wymyślił więc dwie alternatywne cele ewentualnej inwazji – zajęcie Hanoweru, lub zdobycie Egiptu. Druga propozycja wydawała się nieść za sobą same korzyści. Po pierwsze, opanowanie kanału Sueskiego poważnie utrudniłoby Brytyjczykom transport z Indiami i tym samym odbiło się na ich gospodarce. Po drugie, założenie kolonii w Egipcie miało wynagrodzić finansowo Francuzom wszystkie stracone przez nich wcześniej kolonie. Po trzecie, oprócz celów militarnych i ekonomicznych, wyprawa miała osiągnąć cel naukowy i zabrać ze sobą grupę naukowców, na którą ostatecznie złożyli się matematycy, inżynierowie, astronomowie, przyrodnicy, geografowie, chemicy, architekci i wielu innych wykształconych Francuzów.

Poległy pod Aboukir francuski dowódca François Paul de Brueys d’Aigaliers
Wikimedia Commons

Propozycja Napoleona została zaakceptowana i szybko rozpoczęto przygotowania do inwazji. Na wyprawę zabrano 54 000 ludzi, w tym 13 000 marynarzy floty wojennej i 3 000 floty handlowej. Resztę stanowiło głównie ponad 34 000 żołnierzy, skupionych w półbrygadach piechoty, kawalerii, artylerii i innych. Co do floty, to do Egiptu popłynęły 72 okręty wojenne. Trzon stanowiły okręty liniowe, takie jak: okręt flagowy L’Orient, Guillaume Tell, Franklin, Tonnant, Spartiate, Genereux i inne. Oprócz tego, we flocie inwazyjnej znalazły się doskonałe fregaty, korwety, a także mniejsze jednostki. Wszystkie te okręty podzielono na trzy eskadry i konwój eskortowy. Dowódcą floty został admirał Francois-Paul de Brueys, który to jednocześnie objął prowadzenie eskadry „czerwonej” na L’Orient. Eskadrą „niebieską” dowodził kontradmirał Blanquet du Chayla na Franklin. Ostatnią eskadrę miał pod rozkazami, znany nam spod Trafalgaru, kontradmirał Pierre Charles Villenueve na Guillaume Tell.

Flota wyszła w morze 19 maja 1798 roku i ruszyła ku Malcie, której centralne położenie umożliwiało za jej sprawą kontrolę całej żeglugi na Morzu Śródziemnym. Po drodze, wyspa, będąca w posiadaniu Zakonu Joannitów, została zajęta przez żołnierzy Napoleona i dokonano tam niezbędnych napraw okrętów oraz uzupełniono zapasy. Następnie, francuska flota skierowała się ku Krecie, gdzie zła pogoda wymusiła jej przymusowy, 24-godzinny postój. Jak się później okazało, uratowało to okręty Bonapartego, ponieważ dzięki temu opóźnieniu brytyjski admirał Nelson wyminął się z Francuzami.

Francuska flota dotarła do wybrzeży Egiptu 29 czerwca. Desant miał być przeprowadzony w pobliżu portu w Aleksandrii, jednak plan ten utrudniała bardzo zła pogoda i wysoka fala. Francuscy oficerowie radzili Bonapartemu, aby przeczekać kiepskie warunki atmosferyczne, ale ten zdecydowanie odmówił.

„Nie mamy chwili do stracenia, los dał nam tylko trzy dni. Jeśli ich właściwie nie wykorzystam – jesteśmy zgubieni!”

Miał tutaj na myśli flotę Nelsona, która mogła nadpłynąć w każdej chwili. Mimo tych przeciwności, francuska piechota przypuściła szturm na Aleksandrię i szybko ją zdobyła, jednak wtedy pojawił się poważny problem, ponieważ okazało się, że okręty liniowe i fregaty nie mogą wejść do aleksandryjskiego portu, który okazał się być dla nich zbyt płytki. Szybko zdecydowano się przenieść armię do Zatoki Aboukir, oddalonej o ponad 20 kilometrów od Aleksandrii i Francuzi zaczęli tam obozować już 7 lipca.

Bonaparte i pozostali francuscy dowódcy nie wiedzieli, że Aboukir będzie miejscem, gdzie już niedługo spocznie ich dumna flota.

Royal Navy w pościgu za Francuzami

Brytyjski admirał Horatio Nelson
Lemuel Francis Abbott via Wikimedia Commons

Przeciwko flocie Napoleona, Wielka Brytania wysłała eskadrę dowodzoną przez nikogo innego, jak słynnego sir Horatio Nelsona – jednego z najbardziej zasłużonych morskich dowódców w dziejach, genialnego stratega, uwielbianego przez własnych żołnierzy i budzącego lęk u przeciwników. Pierwszy Lord Admiralicji lord Spencer tak pisał do hrabiego St. Vincent (dowódcy angielskiej floty w basenie Morza Śródziemnego) o wysłaniu Nelsona w pościg za Francuzami: „Rad jestem, ze mogę wysłać do pana Sir Horatia, nie tylko dlatego, iż jestem przekonany, że nie mógłbym znaleźć lepszego, zdolniejszego i bardziej oddanego służbie oficera, ale także dlatego, że wiem, jak bardzo chciał go Pan mieć pod swoimi rozkazami”. Taka rekomendacja wiele mówiła o umiejętnościach późniejszego pogromcy francuskiej floty.

Nelson i jego eskadra od początku wiedzieli o wyjściu Francuzów w morze. Anglicy byli zdecydowani znaleźć okręty Bonapartego i wydać im bitwę, jednak nie znali celu ich wyprawy, przez co kluczyli po Morzu Śródziemnym i przeoczyli najpierw francuski desant w okolicy Aleksandrii, a następnie wejście ich floty do Zatoki Aboukir. Gdy spoźniony Nelson zobaczył francuskie okręty u wybrzeży Egiptu, był zrozpaczony. Zdecydował się wydać bitwę trzonowi floty Napoleona, która stała pod Aboukir.

„Jutro o tej porze zdobędę parostwo, albo grobowiec w Opactwie Westminsterskim!„.

Na angielskich okrętach rozpoczęto przygotowania do nadchodzącego starcia.

Porównanie sił obu flot

Nikt nie ma wątpliwości, że w tamtym okresie brytyjska Marynarka Wojenna była najsilniejszą flotą na świecie. W jej skład wchodziło prawie 500 okrętów wojennych różnego typu, z czego aż 146 to okręty liniowe, czyli jednostki będące pełniące podobną rolę, jak pancerniki na początku XX wieku. Brytyjska kadra dowódcza była doświadczona i pewna, a załogi okrętów świetnie wyszkolone – przykładowo, pod Aboukirem artylerzyści służący na okrętach Royal Navy strzelali z trzykrotnie większą częstotliwością niż ci francuscy. Nie bez powodu, angielscy marynarze mieli niezachwiane poczucie swojej wyższości nad Francuzami.

Flota francuska, choć również miała za sobą długą i momentami chlubną historię, w czasach napoleońskich była daleko od momentu swojej największej świetności. Niedawna Rewolucja Francuska spowodowała śmierć lub wygnanie wielu zdolnych oficerów, a same okręty wojenne gniły w portach. Proces jej odbudowy rozpoczął się, jednak mimo tego u ujścia Nilu załogi francuskich kolosów były niekompletne i wyszkolone gorzej od Brytyjczyków.

W zatoce Aboukir Nelson dysponował 13 okrętami liniowymi (każdy miał 74 działa) i dwoma mniejszymi jednostkami, prawdopodobnie fregatą i brygiem. Francuzi dysponowali podobnymi siłami – do walki stanęło 13 liniowców i 4 fregaty.

Brytyjskie okręty nacierają w stronę francuskich linii
Thomas Sutherland via Wikimedia Commons

„Zostawcie mnie tu, na środku pola bitwy. To najlepsze miejsce na żeglarską śmierć!”

Obie floty starły się ze sobą 1 sierpnia, tuż przed zachodem słońca. Francuski głównodowodzący François Paul de Brueys d’Aigalliers czuł respekt przed Nelsonem i przed bitwą uważnie studiował jego taktykę z poprzednich lat. Nie chcąc dać Anglikom możliwości okrążenia swoich sił, d’Aigalliers ustawił własne okręty w linii bojowej na kotwicy, chcąc utworzyć nieruchomą ścianę ognia i nie pozwolić siłom Nelsona na walkę z bliska. Z jednej strony Francuzów chroniła mielizna, a z drugiej – skąd spodziewano się ataku – rozpościerało się otwarte morze. Francuscy dowódcy byli przekonani, że bitwa nie rozpocznie się przed zachodem słońca, a dopiero rano, więc ich przygotowania do starcia były powolne i chaotyczne. Na pokładach panował bałagan, a jak się później okazało, francuskie okręty zostały zawalone pakunkami od bakburty (z lewej strony) i w trakcie bitwy mogły ostrzeliwać Anglików praktycznie tylko z prawych burt!

Mimo mielizny za plecami Francuzów, siłom Nelsona udało się ich okrążyć i wykorzystać ich statyczny szyk i kierunek wiatru. Francuskie okręty nie mogły sobie pomagać, a Anglicy szli wzdłuż ich linii, niszcząc je jak po sznurku.

Początkowo pierwsi ogień otworzyli francuscy artylerzyści, a Anglicy mijali ich, czekając na możliwość walki na mniejszą odległość. Pierwszy okręt liniowy w angielskim szyku, Goliath, stanął na kotwicy za drugim w szyku francuskim liniowcem Conquerant, lecz podczas manewrowania został zaatakowany przez fregatę Le Serieuse. Kapitan Goliatha, komandor Foley, widząc to szybo wydał rozkaz:

„Zatopić mi tę łajbę!”.

Straszliwe salwy 74-działowego kolosa szybko zdewastowały fregatę, choć ostatecznie to ogień z trzeciego w szyku Oriona prawie zniszczyły Le Serieuse i wymusiły jej osadzenie na mieliźnie. Następnego dnia jej załoga poddała okręt.

Pierwszy okręt liniowy we francuskim szyku, Le Guerrier, bronił się przeciwko dwóm angielskim okrętom: Zealous i Theseus Już w pierwszych 10 minutach walki Le Guerrier stracił wszystkie maszty, choć był ostrzeliwany tylko przez Zealous, a z lewej burty odpowiedział tylko jedną salwą. Gdy strzelać zaczął także Theseus, francuski okręt szybko stał się pływającym wrakiem i poddał się późnym wieczorem, po utracie ponad połowy swojej załogi.

Wspomniany już Goliath prowadził intensywny ostrzał Conquerant, który miał zatarasowane luki artyleryjskie i nie mógł strzelać przez kilkanaście minut. Komandor Foley stwierdził, że czuł się wtedy jakby szył do tarczy. Jakby tego było mało, do francuskiej jednostki salwę burtową oddawał każdy kolejny angielski okręt, który przepływał obok. Conquerant poddał się o 21:00, wcześniej tracąc wszystkie maszty i większość ludzi ze swojej załogi.

Chwalebnie w historii francuskiej marynarki wojennej zapisała się załoga okrętu liniowego Peuple de Souverain, który atakowany przez trzy angielskie jednostki (Orion, Defence, Goliath), najpierw twardo bronił się do godziny 23:00, a poddał dopiero o 3:00 w nocy.

Okręt flagowy Nelsona, Vanguard, mierzył się z trzecim we francuskim szyku Spartiate. Na nieszczęscie dla Vanguard, okręt podpłynął do Francuzów z prawej burty Spartiate, czyli tej gdzie zgromadzono większość dział i ludzi. Ku wielkiemu zdziwieniu Anglików, francuski okręt na początku starcia zadał im bardzo duże straty, bo już pierwsza salwa pozbawiła flagowiec 35 ludzi, a następne zwiększyły straty do 70 ludzi.

Francuska formacja broni się przed eskadrą Nelsona. Z tyłu widoczne cztery francuskie fregaty
Obraz: Nicholas Pocock, Wikimedia Commons

Sam Nelson także nie uniknął ran – trafiono go odłamkiem w czoło, przez co jego twarz szybko zalała się krwią i musiał być zaniesiony pod pokład by udzielono mu pomocy. Nic nie widząc, mamrotał do kmdr. Berry’ego:

„Zabili mnie. Pokłoń się ode mnie mojej żonie!”.

Co ciekawe, ten słynny morski dowódca zabronił anonsować się w punkcie opatrywania ran i cierpliwie czekał na swoją kolej. Vanguard prowadził morderczy pojedynek ze Spartiate aż do 23:00, a pewnie trwałoby to dłużej gdyby nie fakt, że francuski kapitan okrętu także został ranny i nie był w stanie dłużej dowodzić. Vanguard był wspomagany idący za nim w szyku Minutaur. Mimo wygranej, angielski flagowiec był tak zniszczony, że zaraz po bitwie musiał udać się do Neapolu celem odbycia napraw.

Wspomniany Minotaur, po oddaniu salw do Spartiate, wdał się w pojedynek z czwartym w szyku L’Aquillon. Walka, choć z początku wyrównana, została przerwana gdy zginął francuski dowódca, kpt. Thevenard. O 20:30 L’Aquillon opuścił banderę i poddał się.

Najczęściej wspominanym pojedynkiem pod Aboukirem jest mordercza walka dziewiątego w szyku Bellerophon z francuskim okrętem flagowym, ogromnym L’Orient. Choć przewaga francuskiego okrętu była widoczna gołym okiem, angielski kapitan kmdr. Henry Darby poczytywał za honor możliwość zmierzenia się z tym gigantem. Już w pierwszej godzinie tego morderczego pojedynku, Bellerophon stracił 43 zabitych, 150 rannych (w tym dowódcę) i dwa maszty. Angielski okręt zaczął powoli przypominać wrak i aby uniknąć zatopienia, odcięto liny kotwicze, by jednostka zaczęła dryfować i wychodzić z zasięgu dział nieprzyjaciela. W trakcie wymiany ognia ranny został także wiceadmirał de Brueys, który odniósł poważne rany głowy, ręki, biodra, a pod koniec kula armatnia urwała mu nogę. Gdy zaproponowano mu opuszczenie pokładu, dzielny Francuz odpowiedział:

Zostawcie mnie tu, na środku pola bitwy. To najlepsze miejsce na żeglarską śmierć!„.

Niedługo później zginął przebity kulą armatnią wystrzeloną z Alexander lub Swiftsure, które nadciągnęły w pobliże francuskiego okrętu flagowego i podpaliły go.

O 21:00 L’Orient zaczął płonąć i godzinę później, mimo desperackiej akcji gaśniczej podjętej przez załogę, wyleciał w powietrze. W jednej chwili największy okręt francuskiej floty przestał istnieć, a sam wybuch był tak silny, że płonące żagwie spadły na pobliskie okręty. Z załogi liczącej 1010 osób ocalało zaledwie 60, a wśród zabitych był między innymi dowódca okrętu, komodor Casabianca, który nie chciał opuścić jednostki, ponieważ był pewien że pod pokładem wciąż pozostawał jego 10-letni syn Jacques. Jak się później okazało, podczas eksplozji chłopak był już poza okrętem, jednak nie zdołał przeżyć nocy.

Kotwiczący za L’Orient okręt liniowy Tonnant zdołał uciec ostrzeliwującemu go Majestic, jednak utknął na mieliźnie i opuścił banderę 2 sierpnia. Ostrzeliwany przez trzy angielskie okręty, czyli łącznie przez 178 dział, francuski liniowiec Franklin opuścił banderę o 23:30.


Thomas Luny via Wikimedia Commons

Gdy bitwa była już stracona, kontradmirał Villenueve dał znać ocalałym jednostkom by te ratowały się ucieczką. Ostatecznie spod Aboukiru zdołał ujść tylko jego okręt flagowy, Guillaume Tell, a także Genereux i dwie fregaty. Pozostałym francuskim okrętom się to nie udało: Timoleon był tak zniszczony, że spaliła go własna załoga, a Heureux i Mercure osiadły na mieliźnie i poddały się Anglikom.

Bitwa była skończona. Zwycięstwo okrętów Nelsona było całkowite – przy stracie jedynie 218 ludzi i 677 rannych, Anglicy zdobyli 9 i zatopili 2 francuskie okręty. Zginęło 1700 Francuzów, 600 było rannych, 3000 dostało się do niewoli. Nieliczni, którzy uciekli z tej rzezi, zasilili armię Napoleona w Egipcie.

Po bitwie

Jak to się stało, że francuska flota została pokonana tak dotkliwie, nie mając praktycznie szansy na nic poza rozpaczliwą obroną? Po pierwsze, wpływ na to miała zła strategia de Brueysa, który umieścił okręty zbyt daleko od brzegu i stworzył lukę, która wykorzystały angielskie okręty. Samo ich ustawienie działało na ich niekorzyść – aż pięć francuskich okrętów nie mogło włączyć się do walki. Po drugie, bitwa toczyła się po dyktando Nelsona, którego doskonały zmysł taktyczny pozwolił znaleźć słabe punkty przeciwnika i wykorzystać je. Plan był bardzo odważny, a jednocześnie prosty. Jego sprawne wykonanie było także zasługą dobrego wyszkolenia i wysokich morale angielskich marynarzy.

Za swoje zwycięstwo Nelson otrzymał tytuł barona, pensję w wysokości 2000 funtów szterlingów wypłacaną do trzech pokoleń, oraz trumnę zrobioną dla niego z wyłowionego masztu francuskiego okrętu flagowego L’Orient. Supremacja Imperium na morzach została utrzymana. 7 lat później pod Trafalgarem bohaterski admirał, jeden z najlepszych morskich dowódców wszech czasów, oddał swoje życie ponownie krusząc potęgę francuskiej floty.

W roku 1805 Europa była od 10 lat pogrążona w wojnie. Po zwycięskich kampaniach na kontynencie, cesarz Francji Napoleon zwracał właśnie swoje oczy w kierunku swojego kolejnego wroga – Wielkiej Brytanii. Na drodze do inwazji na Wyspy stał kanał La Manche i brytyjska marynarka wojenna, która miała za zadanie powstrzymać i zniszczyć zagrażającą Imperium połączoną flotę francusko – hiszpańską. W październiku 1805 roku Wielka Brytania przyparła do muru nieprzyjacielską flotę, która schroniła się w hiszpańskim porcie w Kadyksie. Brytyjczycy zdawali sobie sprawę z tego, że Napoleon był niepokonany na lądzie – jednak na morzach to oni byli stroną dominującą i musieli to potwierdzić za wszelką cenę.

Brytyjski admirał Horatio Nelson
Lemuel Francis Abbott via Wikimedia Commons

Horatio Nelson idzie na wojnę

Osobą, na której barkach spoczywał ten obowiązek, był najsłynniejszy morski dowódca w historii brytyjskiej floty, znany ze swojego niepokornego charakteru, charyzmy i umiejętności dowódczych – admirał Horatio Nelson. Uwielbiany przez żołnierzy, był świetnym strategiem, oraz odważnym i doświadczonym żołnierzem. Nelson uczestniczył w wyprawach morskich do Indii, wojnach z Francją i Danią przeciwko którym odniósł trzy wielkie zwycięstwa: pod Abukirem, pod Kopenhagą i pod Trafalgarem. W trakcie swojej służby stracił wzrok w prawym oku i prawe ramię.

Cel – zniszczenie francuskiej floty

W tamtym czasie bitwy morskie miały raczej ustalony schemat: wrogie floty ustawiały się w szykach liniowych równolegle do siebie i rozpoczynały wzajemny ostrzał burtowy. Takie starcia mogły trwać nawet kilka dni, a czasem kończyły się bez wyraźnego rozstrzygnięcia. Takie rozwiązanie totalnie nie interesowało ani Nelsona, ani brytyjskich polityków. Należało postawić wszystko na jedną kartę – flota francuska musiała być zniszczona, oddalając tym samym groźbę inwazji na Wielką Brytanię i potwierdzając niepodzielnie panowanie Imperium na morzach.

Okręt flagowy Nelsona spod Trafalgaru, HMS Victory. Obecnie służy jako okręt – muzeum w Portsmouth.
David Hewitt via Wikimedia Commons

Wychodząc z takiego założenia Nelson przygotował plan ataku, który był jednocześnie ryzykowny i dawał nadzieję na wyeliminowanie okrętów Napoleona z późniejszych działań wojennych. Brytyjski admirał zamierzał uformować dwie kolumny które miały płynąć prostopadle do połączonej floty i brutalnie przedrzeć się do środka wrogiego zgrupowania i zniszczyć je walcząc na bliskim dystansie. Szyk Francuzów miał działać wtedy na ich niekorzyść, umożliwiając brytyjskim artylerzystom niszczenie okrętu po okręcie korzystając z przewagi ogniowej i świetnego wyszkolenia Brytyjczyków. Plan ten miał jednak słaby punkt – przed dopłynięciem do Francuzów flota Imperium musiała znieść prawie godzinny ostrzał burtowy wrogich okrętów.

Siły przeciwników

Nelson wiedział, że połączona flota hiszpańsko – francuska miała przewagę liczebną nad siłami brytyjskimi. Dowódca Francuzów,  Pierre-Charles Villeneuve dysponował 33 okrętami liniowymi i 5 fregatami ( w tym największymi okrętami tamtych czasów – hiszpańskimi: 130 – działowcem Santisima Trinidad i mającymi po 122 działa Príncipe de Asturias i Santa Ana), podczas gdy Nelson miał odpowiednio: 27 liniowców, z których najcięższe miały po 100, a mniejsze po 67 dział. a także 4 fregaty. Oprócz różnicy w ilości okrętów, istniały także duże różnice w ich budowie i właściwościach które należało wówczas wziąć pod uwagę.

Francuskie liniowce, które znalazły się pod Trafalgarem cechowały się świetną hydrodynamiką i solidną konstrukcją. Dodatkowo, były dość szybkie. Podobnie groźnie prezentowały się okręty hiszpańskie, budowane głównie jako ochrona konwojów płynących do Europy z Ameryki Południowej. Były one dobrym połączeniem zdolności bojowej, wytrzymałości i wysokich prędkości, jakie mogły osiągać.

Początek bitwy pod Trafalgarem. Dobrze widoczne rozbicie szyku torowego połączonej floty przez dwie kolumny brytyjskie.
Nicholas Pocock via Wikimedia Commons

Trzeba także wspomnieć o bardzo ważnym fakcie który mógł zdecydować o wyniku bitwy, a mianowicie o wyszkoleniu załóg. Brytyjscy marynarze mieli za sobą duże doświadczenie bojowe i kilka ostatnich miesięcy spędzonych na morzu. Mogli swobodnie ćwiczyć walkę, strzelanie, i manewry na otwartym akwenie. Francuzi i Hiszpanie, którzy byli zamknięci w Kadyksie, nie mieli takiej możliwości. Czas ten spędzali głównie na lądzie, a ich okręty stały w porcie – nie było więc mowy o jakimkolwiek strzelaniu z dział. Ten brak treningu, lenistwo miał się później katastrofalne odbić na późniejszej zdolności bojowej połączonej floty. Dodatkowo, flota francuska była tylko cieniem swojej potęgi sprzed Rewolucji Francuskiej, podczas której kadry oficerskie straciły życie, bądź odeszły z marynarki, a okręty gniły w portach. Brak wyszkolenia i doświadczenia był dla Francuzów tragiczny w skutkach podczas bitwy, która miała właśnie nadejść – w tym właśnie swoich szans upatrywał brytyjski admirał, który zdecydował się na tak śmiały i nieszablonowy atak.

Bitwa

21 października Villeneuve wyprowadził swoje okręty w morze. Ustawiona w szyku liniowym, połączona flota Napoleona zajmowała cały horyzont. Około południa, gdy Francuzi i Hiszpanie znajdowali się na wysokości przylądka Trafalgar, doścignęły ich siły brytyjskie atakując dwoma kolumnami w poprzek szyku liniowego okrętów Napoleona. Pierwszą kolumnę prowadził osobiście Nelson na okręcie flagowym Victory, a drugą hrabia Cuthbert Collingwood na Royal Sovereign. Z powodu słabego wiatru Brytyjczycy przed dopłynięciem do wrogich linii byli aż przez godzinę ostrzeliwani z dział burtowych Francuzów, nie mogąc przy tym samemu odpowiedzieć ogniem.

Schemat bitwy
Alexander Keith Johnston via Wikimedia Commons

Około godziny 12:45 Victory przeciął linie przeciwnika rozpoczynając walkę na bliskim dystansie mającą postać pojedynków pomiędzy okrętami. Minąwszy francuski okręt flagowy Bucentaure i liniowiec Redoutable, spuścił dewastującą salwę burtową na Bucentaure, która zabiła, lub raniła dużą część załogi okrętu. Mający przewagę taktyczną i ogniową Brytyjczycy siali spustoszenie wśród reszty floty Villeneuve’a i szala zwycięstwa szybko zaczęła przechylać się na ich stronę, jednak wówczas w śmiertelnym zagrożeniu znalazł się sam Nelson. Do Victory podpłynął francuski 74-działowiec Redoutable – jedyny okręt połączonej floty, ktory był w stanie nawiązać walkę i pokonać brytyjski flagowiec.

Kapitan Redoutable, Jean Jacques Lucas podczas przymusowego pobytu w Kadyksie przewidział, jak brak wyszkolenia i treningów wpłynie na późniejszą bitwę z Brytyjczykami. Dlatego jego załoga w pocie czoła ćwiczyła to, co była wstanie podczas cumowania w porcie, czyli strzelanie, abordaż i walkę wręcz. Pod Trafalgarem śmiertelnie zaskoczyli załogę Victory, najpierw za pomocą broni palnej zabijając większość ludzi na górnym pokładzie, a następnie przeprowadzając kolejne próby abordażu.

Nelson ani myślał chować się przed kulami i przez cały czas przechadzał się spokojnie po pokładzie, mając w pogardzie niebezpieczeństwo i chcąc motywować w ten sposób swoich żołnierzy do walki. Ubrany inaczej niż reszta, obwieszony medalami admirał był doskonałym celem dla francuskich strzelców. Po godzinie 13:00 jeden z nich zdołał wystrzelić kulę, która trafiła Nelsona w kręgosłup. Śmiertelnie ranny dowódca od razu rozkazał, aby zniesiono go pod pokład, nie chcąc aby widok jego samego konającego na swoim okręcie wpłynął negatywnie na morale marynarzy.

Moment postrzelenia Nelsona przez francuskiego strzelca
Denis Dighton

Bitwa toczyła się nadal; niedługo później z przeciwnej burty Redoutable podpłynął brytyjski liniowiec Temeraire i za pomocą kilku morderczych salw zmusił francuską załogę do poddania się. Chwilę wcześniej kapitan Lucas dysponował zaledwie 99 z 643 ludzi i ani myślał zaprzestać ataków na Victory.

Reszta francuskiej floty była rozgromiona. Wielka Brytania nie straciła ani jednego okrętu, podczas gdy straty Francji i Hiszpanii wyniosły aż 21 przejętych okrętów (plus jeden zniszczony), ponad 3200 zabitych, prawie 2500 rannych i 4000 pojmanych ludzi.

Admirał Horatio Nelson umarł o godzinie 16:30, mając świadomość ogromu zwycięstwa, które zdołał odnieść. Jego śmiały i ryzykowany plan pozwolił na zniszczenie francuskiej floty, jednak kosztował życie jednego z najlepszych morskich dowódców jakich widziała historia. Ostatnie słowa admirała brzmiały „God and my country”, czyli „Bóg i moja ojczyzna„. Wcześniej słyszano go wypowiadającego zdanie „Thank God I have done my duty” – „Dzięki Bogu, spełniłem swój obowiązek„.

HMS Sandwich i HMS Temeraire walczące z Bucentaure
Auguste Mayer

Po bitwie

Francuski wiceadmirał Pierre Charles Silvestre de Villeneuve został wzięty do niewoli i po kilkumiesięcznym areszcie na Wyspach Brytyjskich dostał pozwolenie powrotu do Francji. 22 kwietnia 1806 został znaleziony martwy w swoim domu w Rennes, mając w swojej piersi kilka ran kłutych. Francuska policja stwierdziła samobójstwo, jednak możliwe jest, że został on zamordowany z rozkazu Napoleona, który nie mógł wybaczyć wiceadmirałowi nieudolnego dowodzenia pod Trafalgarem. W momencie swojej śmierci Villeneuve był ostatnim żyjącym z trójki dowódców spod Trafalgaru (hiszpański admirał Federico Carlos Gravina y Nápoli zmarł 9 marca z powodu ran otrzymanych w bitwie).

Zwycięstwo trafalgarskie nie tylko oddaliło widmo ewentualnej inwazji wojsk Napoleona na Wyspy Brytyjskie, ale przede wszystkim ugruntowało morską hegemonię floty Brytyjczyków i umożliwiło im potężny rozwój imperium kolonialnego.

Aby solidnie streścić tak zwany „Cud pod Dunkierką”, czyli udaną ewakuację setek tysięcy żołnierzy Aliantów, zamkniętych w niemieckim okrążeniu na brzegu Kanału La Manche, należy rozpocząć opowieść na początku II Wojny Światowej.

Wielka Brytania na początku II Wojny Światowej

Gdy 1 września 1939 roku Niemcy napadły na Polskę, mimo nadziei Polaków na szybkie zakończenie konfliktu, Wielka Brytania i Francja nie rozpoczęły szerokiej ofensywy na zachodzie, lecz biernie czekały na kolejne ruchy Adolfa Hitlera. Ten okres nazywamy obecnie „dziwną wojną”, jako że wojna została przeciwko III Rzeszy była prowadzona jedynie na papierze.

Mimo wszystko Brytyjczycy wiedzieli, że prędzej czy później będą walczyć przeciwko Niemcom i byli pełni nadziei we własne siły zbrojne – w końcu ich marynarka była uważana za najsilniejszą na świecie, a i siły lądowe nie należały do słabych. Przed zbliżającym się konfliktem na Wyspach zapanował wręcz entuzjazm.

Defilada żołnierzy niemieckich w Oslo po zajęciu Norwegii
Autor nieznany, zbiory Norwegian Encyclopedia
Niemiecka ofensywa na zachodzie

Przeciwstawiając się agresji III Rzeszy na Norwegię, Wielka Brytania wysłała tam swoje wojska na wiosnę 1940. Niestety, Niemcy dosłownie po nich przejechali – agresorzy byli lepiej dowodzeni, lepiej wyposażeni i mieli większą wolę walki. Brytyjczykom brakowało sprzętu (zdarzały się przypadki braku broni, którą dosyłano za późno) a ich dowodzenie było niezwykle chaotyczne. Ostatecznie Niemcy zajęli Norwegię przy minimalnych stratach własnych, co dla dumnych wyspiarzy było zimnym prysznicem, z którego Alianci – chcąc wygrać wojnę – musieli wyciągnąć wnioski.

Biorąc na siebie odpowiedzialność za niepowodzenie tej operacji i wcześniejsze ustępstwa wobec Hitlera, 10 maja 1940 brytyjski premier Neville Chamberlain honorowo ustąpił ze stanowiska. Jego natychmiastowym zastępcą został Winston Churchill, którego pierwszy dzień urzędowania zbiegł się z dniem niemieckiej ofensywy na zachodzie. Jak wiemy z historii, była to niezwykle błyskotliwa i udana kampania – wspierane przez Luftwaffe niemieckie dywizje pancerne zdobyły Belgię i Holandię bez większego oporu, tym samym otwierając sobie drogę do inwazji na Francję.

Niemiecki bombowiec nurkujący Junkers Ju 87, który brał udział w ataku na Dunkierkę
Alianci w pułapce

Anglicy I Francuzi wysłali w kierunku Belgii 40 swych najlepszych dywizji, w tym cały Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Siły te miały jednak duży problem – Francuzom brakowało uzbrojenia, żywności, wyszkolenia, a nade wszystko morale, przez co nie prezentowali wybitnej wartości bojowej. Alianci mieli nadzieję powstrzymać agresora jeszcze w Belgii, zanim ten przedostałby się do Francji. Niemcy, jednak, przeszli przez Ardeny, czym totalnie zaskoczyli zachodnich strategów. Po rozbiciu nielicznych francuskich wojsk, niemieckie kolumny pancerne generała Guderiana rozpoczęły niepowstrzymany marsz na zachód, a następnie na północ w kierunku kanału La Manche. Już po dwóch dniach od przekroczenia granicy, pod Sedanem stanęło 7 niemieckich dywizji pancernych, które brutalnie zdusiły nikły opór nielicznych obrońców i wzięły do niewoli tysiące francuskich żołnierzy.

Brytyjczycy czekają na ewakuację z plaży pod Dunkierką
Autor nieznany, zbiory Imperial War Museum
Heroiczna obrona plaży i ewakuacja sił sprzymierzonych przez Kanał La Manche

Jak można się domyślić, III Rzesza miała na celu zamknięcie i zniszczenie broniących Belgii doborowych sił Aliantów. Anglicy i Francuzi znaleźli się w tragicznym niebezpieczeństwie – Niemcy atakowali zarówno od wschodu, jak i południa, od strony Francji. Mimo morderczego tempa odwrotu na zachód (50 km od 25 do 28 maja) wokół nich szybko i bezlitośnie zamykały się kleszcze niemieckiej machiny wojennej. Ostatecznie Alianci schronili się na plażach Dunkierki: niewielkiego portu w północnej Francji, gdzie za swoimi plecami mieli Kanał La Manche, a przed sobą – przeważające, zwycięskie siły III Rzeszy. Zachodni żołnierze dobrze wiedzieli, że jeśli nie zdarzy się cud, Dunkierka stanie się miejscem ich ostatniej bitwy.

Rozpoczęła się dramatyczna obrona plaży i portu przed natarciami niemieckiej piechoty. Jednocześnie, 26 maja rozpoczęto Operację Dynamo, czyli ewakuację wojsk sprzymierzonych drogą wodną przez Kanał La Manche. W operacji brało udział 851 jednostek – okrętów wojennych pod banderą Wielkiej Brytanii, Francji, Polski a także między innymi okręty holenderskie, belgijskie. Co ciekawe, do całej akcji przyłączyły się także niezliczone ilości kutrów, motorówek i innych prywatnych łodzi. Ich właściciele z własnej woli, mimo ogromnego niebezpieczeństwa ze strony niemieckiej marynarki i lotnictwa, ofiarnie zabierali na Wyspy uwięzionych pod Dunkierką żołnierzy.

Aby jednak ewakuacja się udała, Alianci musieli wytrzymać przytłaczające natarcia niemieckiej piechoty. Szczególnie krwawe żniwo wśród obrońców zbierała Luftwaffe, która bezlitośnie prowadziła ostrzał z powietrza. Przed totalną masakrą Aliantów uratowały myśliwce RAFu, które bohatersko powstrzymywały niemieckie Sztukasy. Brytyjskie siły powietrzne zapłaciły wysoką cenę za swój heroizm – nad Dunkierką straciły ok. 100 samolotów i 60 pilotów. Ogólnie w walkach nad Francją RAF stracił połowę swoich maszyn.

Ewakuacja z Dunkierki
Autor: Cundall, Charles Ernest, Art.IWM ART LD 305, Imperial War Museum
Klęska, a jednak cud

Ewakuacja zakończyła się 4 czerwca. Ogółem z portu i plaż uratowano ponad 340 000 ludzi, w tym 200 000 Brytyjczyków i 140 000 Francuzów, Belgów, oraz pozostałych żołnierzy sił sprzymierzonych. Brytyjskie dowództwo jeszcze przed rozpoczęciem Operacji Dynamo szacowało, że spod Dunkierki uda się uratować 10x mniej ludzi.

Straty Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego wyniosły ok. 30 000 żołnierzy zabitych i rannych, 40 000 wziętych do niewoli. Zniszczono ogromne ilości sprzętu, ponieważ wycofujący się Alianci nie chcieli zostawić nic Niemcom: stracono między innymi 76 tysięcy ton amunicji, 600 tys. ton paliwa, 1200 dział i 60 tys. pojazdów. Oprócz tego, Niemcy zdołali zniszczyć 6 niszczycieli i ponad 200 innych jednostek pływających. Tak ogromne straty były zadane w najmniej odpowiednim momencie i musiały zostać szybko odrobione.

Brytyjscy żołnierze po powrocie do kraju
Autor: Puttnam (Mr) and Malindine (Mr), zbiór Imperial War Museum
Tajemnicza decyzja Hitlera

Do tej pory niewyjaśniony pozostaje fakt, dlaczego, gdy niemieckie czołgi deptały po piętach i zbierały krwawe żniwo wśród obrońców, wydarzyła się rzecz niezwykła i jedna z największych tajemnic II Wojny Światowej – osobisty rozkaz Adolfa Hitlera odwołał dywizje pancerne. Brak ich uczestnictwa w późniejszych walkach o Dunkierkę prawdopodobnie przesądził o tym, że Alianci nie zostali tam zmasakrowani. Istnieje kilka hipotez próbujących wyjaśnić, dlaczego tak się stało:

  • Podobno Hermann Göring zapewnił Hitlera, że jego bombowce nurkujące wystarczą do zniszczenia okrążonych sił sprzymierzonych,
  • Hitler chciał oszczędzić swoje dywizje pancerne przed dalszą kampanią we Francji
  • Uchronienie wojsk Aliantów przed zniszczeniem mogło być upatrywane jako ostatnia szansa na negocjacje – jednak ta możliwość jest często odrzucana przez historyków.

Ewakuacja z Dunkierki kończyła nieudaną dla Aliantów kampanię zachodnią. Mimo ogromnych strat w sprzęcie, Operację Dynamo uznano za cud, bo cudem uniknięto katastrofy – ocaleli żołnierze mogli wrócić na Wyspy Brytyjskie i w przyszłości kontynuować walkę. Po upadku Francji, Wielka Brytania została na polu walki sama i jak pokazała historia, był to dla niej początek ciężkiej i długiej wojny.

Prawie każdy słyszał o słynnej Wojnie Stuletniej, która była toczona we Francji w XIV i XV wieku. Ta długa (aż 116-letnia) i krwawa seria konfliktów zbrojnych pomiędzy Anglią a Francją rozpoczęła się od angielskich roszczeń do francuskiego tronu. Jednym z pierwszych dużych starć zbrojnych bitew tego okresu była bitwa pod Crécy. W bitwie tej jedna mniejsza, lecz zdyscyplinowana armia angielskiego króla Edwarda III zwyciężyła armię francuską – dwukrotnie większą, lecz nieudolnie dowodzoną, zadając jej przy tym.

Edward The Black Prince
Edward Woodstock, zwany Czarnym Księciem (syn Edwarda III) na polu bitwy
Źródło: Julian Story [Domena Publiczna], via Wikimedia Commons

Przed bitwą

26 sierpnia 1346 roku angielska armia dowodzona przez Edwarda III starła się z Francuzami Filipa VI w pobliżu Crécy, na północy Francji. Wcześniej siły Edwarda wycofywały się na północ, ścigane przez Filipa który chciał ich doścignąć i podjąć bitwę nad Sommą, co dałoby Francji przewagę. Anglikom udało się jednak uciec z tej pułapki i pokonując słabą obronę przeprawy, w ostatniej chwili przedostali się na drugą stronę rzeki. Tym samym to Edward zagwarantował sobie wybór miejsca przyszłej bitwy, o który oparł swoją zwycięską strategię.

Przed bitwą Edward wraz ze swą armią zajęli pozycję na wzgórzu, co dało im strategiczną przewagę nad Francuzami. Anglicy spędzili cały dzień na budowaniu linii defensywnych wraz z ostrokołem, palisadą i wilczymi dołami. Następnie rozmieścili się w trzech liniach, każda o długości ok. 2 km. Przed pierwszą linią umieszczono wiele zabójczych pułapek, takich jak zamaskowane doły, zaostrzone pale i metalowe gwiazdki kaleczące końskie kopyta. Angielscy rycerze bez sprzeciwu wykonali rozkaz Edwarda, który polecił im stanąć do walki obok zwykłej piechoty. Jedno ze skrzydeł było dowodzone przez syna króla, 16-letniego wtedy Edwarda IV zwanego później „Czarnym Księciem”.

Linia angielskich oddziałów podczas bitwy - source http://ringingforengland.co.uk/st-george/
Linia angielskich oddziałów podczas bitwy
Źródło http://ringingforengland.co.uk/st-george/

Przegląd sił

Angielskie siły liczyły od 8 do 14 tysięcy ludzi, wliczając w to 2-3 tysiące ciężkozbrojnych rycerzy, 5-10 tysięcy elitarnych łuczników i około tysiąc pikinierów. Byli także zaopatrzeni w 3 działa (i jest to pierwsze potwierdzone użycie artylerii na polu bitwy w historii), lecz ich wartość bojowa była wtedy bardzo niska – całkiem nieźle sprawdziły się za to jako broń psychologiczna.

Angielscy łucznicy byli jedną z najbardziej śmiercionośnych formacji na średniowiecznym polu bitwy. Wyposażeni byli w długie, wykonane z cisowego drewna łuki, które mogły nieść na odległość nawet 300 metrów i na krótkim dystansie penetrowały zbroję rycerza. Jednak najważniejsza była ich szybkostrzelność – wyszkolony angielski łucznik był w stanie wypuścić 5-6 strzał na minutę, podczas gdy kusznik mógł strzelić maksymalnie dwa razy. Ci łucznicy byli prawdziwymi seryjnymi zabójcami, a poprawnie użyci w bitwie (co działo się bardzo często) byli bardzo trudni do zatrzymania.

Anglicy byli przygotowani i gotowi przyjąć bitwę, na pola Crécy nadciągnęła francuska armia. Filip zdołał zebrać 20-40 tysięcy ludzi, w tym między innymi 12 tysięcy ciężkich rycerzy i 6 tysięcy słynnych najemnych kuszników z Genui.

XIV-wieczni francuscy rycerze, source: http://ru.warriors.wikia.com/
XIV-wieczni francuscy rycerze
Źródło: http://ru.warriors.wikia.com/

Śmiertelna szarża i grad pocisków

Bitwa rozpoczęła się od pojedynku pomiędzy kusznikami, a angielskimi łucznikami. Najemni włoscy kusznicy byli w tamtym czasie znani ze swojego świetnego wyszkolenia i dyscypliny. Jednak, tamtego dnia genueński oddział wynajęty przez Francuzów był wyczerpany po długim marszu, a na dodatek cięciwy ich kusz zamokły podczas deszczu (Anglicy zdążyli schować swoje cięciwy pod hełmy). Jakby tego nie było mało, Genueńczycy zostawili swoje pawęże w obozie – nie mieli więc żadnej ochrony przed wrogim ostrzałem.

Pomimo tych wszystkich przeciwności, najemni kusznicy zostali wysłani aby zaatakować angielskie linie i odważnie rozpoczęli natarcie. Musieli jednak wspinać się w górę zbocza przy niskiej widoczności, ponieważ słońce świeciło wprost na nich. Jakimś cudem Włosi zdołali wystrzelić pierwszą salwę, ta jednak nie sięgnęła angielskich linii. W tym samym czasie znajdowali się już pod ostrzałem łuczników Edwarda, których strzały szybko zaczęły zbierać wśród nich krwawe żniwo.

Dowódca Genueńczyków widząc śmierć dziesiątek swych ludzi zarządził szybki odwrót. Jednak gdy król Francji Filip zobaczył swych najemników uciekających z pola bitwy, nakazał swym rycerzom szybko uderzyć na pierwsze linie Anglików. Rycerze nie czekali oni jednak na powrót kuszników, których to francuska szarża dosłownie zmasakrowała.

Francuskie natarcie, nie skoordynowane i niezorganizowane po zabiciu wielu sojuszniczych najemników, nie było w stanie przebić się przez angielskie linie i zasieki. Rycerze szarżowali 16 razy, umierając pod gradem angielskich pocisków, tonąc w bagnie i ginąc w wilczych dołach. Jedynie kilka grupek Francuzów zdołało dotrzeć do wroga, ci zostali jednak szybko unicestwieni przez walijskich i irlandzkich pikinierów.

English Archer, source: http://www.nationalturk.com/
Angielski łucznik
Źródło: http://www.nationalturk.com/

Po bitwie

Tamtego dnia zginęło wielu wysoko urodzonych Francuzów i ich sojuszników, a jednym z nich był czeski król Jan Luksemburski. Ten 50-letni ślepy wojownik który na polach Crécy rozkazał giermkom przywiązać się do dwóch rycerzy i zginął podczas natarcia, wybierając śmierć ponad dyshonor.

Bitwa pod Crécy jest rzadkim przykładem wygranej mniejszej armii nad zdecydowanie większą. Nad jej wynikiem zadecydowało świetne wyszkolenie i dyscyplina w armii, a także wykorzystanie terenu i wyprzedzenie ruchów przeciwnika przez Edwarda III. Straty Francji były ogromne – ponad 1500 rycerzy i kilka tysięcy żołnierzy piechoty pozostało na zawsze na polach niedaleko Crécy. Anglicy stracili zaledwie 100-300 żołnierzy i … dużo strzał. Niektórzy historycy uznają tę bitwę za początek końca ery kawalerii w Europie.

Po wygranej pod Crécy Edward III oblegał i zdobył Calais. Nikt jednak nie spodziewał się, że Wojna Stuletnia dopiero się zaczynała…

Na koniec ciekawostka

Fakt przypomniany mi przez kolegę – każdy wie jak wygląda gest pokazywania wyprostowanego środkowego palca, tzw. „f*ck”.  Gest ten pochodzi właśnie z Wojny Stuletniej, a został on zapoczątkowany przez angielskich łuczników wystawiających dłonie z jednym palcem w stronę wroga przed walką. Wzięło się to z tego, że gdy Francuzom udawało się schwytać takiego łucznika, od razu ucinali mu palce za pomocą których naciągało się cięciwę łuku. Gest wyprostowanego palca (który wciąż się posiadało) był próbą sprowokowania i zezłoszczenia przeciwnika.

1. Sardynki dla załóg U-Bootów

Gdy w 1940 roku hitlerowcy zajęli Norwegię, w kraju w ciągu kilku miesięcy powstał duży i sprawny ruch oporu, który szybko rozpoczął działania dywersyjne przeciwko okupantowi.

Wielu Norwegów zajmowało się rybołówstwem i prawdziwym ciosem była dla nich decyzja Niemców, aby ci oddawali im wszystkie złowione przez nich sardynki. Ruch oporu, który miał swoich ludzi nawet w niemieckiej kwaterze głównej, szybko dowiedział się, że norweskie sardynki są wysyłane do francuskiego portu Saint-Nazaire leżącego nad oceanem. Port ten był bazą dla niemieckich U-Bootów, które w tamtym okresie siały zniszczenie wśród floty Aliantów na północnym Atlantyku. Przywożone w tamten rejon jedzenie prawdopodobnie miało stać się prowiantem dla marynarzy.

Norweski wywiad szybko skontaktował się z Brytyjczykami i poprosił ich o jak największą dostawę oleju rycynowego, czyli silnego środka przeczyszczającego. Po otrzymaniu transportu, duża część pakowanych do Francji sardynek została zalana tymże olejem (na szczęście, zapach ryb maskował smak oleju). Ładunek „ulepszonych” sardynek został wysłany prosto do rąk niemieckich marynarzy we Francji.

Ani norweski ruch oporu, ani Alianci nigdy nie dowiedzieli się jaki dokładnie był efekt tej akcji dywersyjnej. Można jednak przypuszczać, że operacja udała się i niemieckie załogi U-Bootów przez pewien czas miały lekko obniżoną zdolność bojową.

Niemiecki U-Boot w St. Nazaire, 1941
Bundesarchiv via Wikimedia Commons

2. Karciany dług niemieckiego dyplomaty

Rudolf von Scheliha był niemieckim arystokratą w starszym wieku, który przed II Wojną Światową pracował w niemieckiej ambasadzie w Warszawie. Znany był z tego, że choć dość majętny, to cały czas tkwił w długach, powstających głównie przez jego kosztowne romanse i zamiłowanie do hazardu.

Rudolf von Scheliha
Министерство обороны Российской Федерации via Wikimedia Commons

W 1938 roku został zwerbowany przez sowiecki wywiad, który w zamian za przekazywanie tajnych informacji, obiecał dyplomacie pomoc w wyjściu z długów. Po przegraniu 50 000 złotych podczas jednej z całonocnych gier, von Scheliha wyjechał do Berlina i wrócił do Warszawy po znalezieniu dowodów na planowane przez Hitlera przejęcie Czechosłowacji, Austrii i zaatakowanie Polski.

Już w Polsce dyplomata skontaktował się z sowieckimi łącznikami i zażądał od nich 10 000$ za przekazanie im powyższych informacji. Kwota ta miała stanowić spłatę powyższego długu, jednak Sowieci zaoferowali mu jedynie 1000$ i ostatecznie transakcja nie doszła do skutku. Po tygodniu z Niemcem ponownie skontaktował się sowiecki wywiad i nakazał mu spotkanie w Tatrach. Von Scheliha spotkał się z łącznikiem w opuszczonym górskim szałasie, gdzie usłyszał ostateczną ofertę od Moskwy – 6500$, a także radę, aby pieniądze sprzedał na czarnym rynku, co pozwoliłoby mu otrzymać za nie więcej polskiej waluty.

Agent przekazał także, że zostało mu polecone, że w razie odrzucenia oferty miał zabić Niemca na miejscu. Von Scheliha przyjął sowieckie warunki, dostał pieniądze i przekazał łącznikowi dokumenty. Od tamtej pory Związek Radziecki wiedział o planach podboju centralnej Europy przez Hitlera. Co ciekawe, sam von Scheliha został zabity w 1942 roku przez gestapo, ponieważ pomagał unikać prześladowań swoim polskim i żydowskim znajomym.

 

3. Czeskie plany Linii Maginota

Linia Maginota była długim na 320 kilometrów, biegnącym od Szwajcarii po Belgię systemem fortyfikacji który miał chronić Francję w przypadku niemieckiej agresji. Składały się na nią bunkry, betonowe forty, zasieki z drutu kolczastego, a także systemy komunikacyjne, szpitale, garaże, a nawet mieszkania dla żołnierzy. O Linii Maginota bardzo przychylnie wypowiadał się nawet Winston Churchill, który po inspekcji fortyfikacji napisał notatkę do brytyjskiego Ministerstwa Wojny, w którym pisał że „frontu francuskiego nie można wziąć z zaskoczenia (..) nie można go złamać w żaden sposób, chyba że kosztem niesłychanej liczby ofiar w ludziach”.

Pisząc to, Churchill nie zdawał sobie sprawy, że niemiecki wywiad dysponował już szczegółowymi planami Linii Maginota i po wybuchu wojny, jej zdobycie było tylko kwestią czasu.

Po dwóch latach starań, Abwehra zdołała zwerbować francuskiego kapitana Georges’a Froge’a, który kierował rozdziałem zaopatrzenia oddziałów na Linii Maginota. Froge był znany ze swojej sympatii do Hitlera, a także z faktu, że bez przerwy był zadłużony po uszy. Niemieccy agenci zachęcili go do współpracy za pomocą dużych sum pieniędzy, a francuski kapitan odwdzięczył im się poprzez dostarczanie map i innych dokumentów dotyczących samej Linii Maginota a także jednostek wojskowych które tam stacjonowały.

Informacje przekazane Niemcom przez Froge’a były dla nich niezwykle cenne, jednak były niczym w porównaniu z tym, co Abwehra znalazła w archiwum czeskiego Sztabu Generalnego po wkroczeniu oddziałów III Rzeszy do Czechosłowacji. Okazało się, że przed wojną Czesi chcieli zbudować podobny system umocnień do Linii Maginota. Francuzi pozwolili im wszystko obejrzeć i zrobić notatki. Gdy otwarto jeden z praskich sejfów, oczom agentów ukazał się dokładny plan wszystkich obiektów na francuskiej linii fortyfikacji. Linia Maginota została pokonana jeszcze przed pierwszym wystrzałem…

Jeden z bunkrów Linii Maginota
Wikimedia Commons

4. 16-letnia zabójczyni w obronie polskich Żydów

Gdy III Rzesza pokonała Polskę w 1939 roku, na teren Rzeczpospolitej zostali wysłani członkowie Einsatzgruppen – specjalnych szwadronów śmierci, których zadaniem było tropienie i zabijanie polskich Żydów, księży i wszystkich wykształconych Polaków. Einsatzgruppen prowadziło masowe egzekucje, czasem jednak wykorzystując swoje specjalnie wyszkolone psy, które rozdzierały ludzi na progach ich własnych domów. Niemcy dokonali w Polsce jedną z największych rzezi w historii.

W tym trudnym czasie, na terenach okupowanej Polski zrodziły się organizacje podziemne, których zadaniem była walka z niemieckimi siłami zbrojnymi. Jedną z ponad pół miliona osób, które stawiły opór okupantowi, była polska 22-letnia Żydówka imieniem Niuta Teitelbaum. Opisywana jako piękna i bystra, dziewczyna mawiała „Jestem Żydówką, moje miejsce jest u boku walczących z hitlerowcami o honor mojego narodu i o wolną Polskę!”.

Jedną z najsłynniejszych akcji Niuty było przedostanie się do się do warszawskiej siedziby gestapo i zabicie oficera SS. Dziewczyna przeszła przez drzwi mówiąc wartownikom, że musi porozmawiać z jednym z tamtejszych oficerów „w bardzo nietypowej sprawie” mając na myśli zajście z nim w ciążę. Niezwykle rozbawieni tym faktem żołnierze nie tylko wystawili jej przepustkę, ale nawet wyjawili numer pokoju gdzie miał przebywać owy SS-man. Niuta spokojnie przeszła przez cały budynek, znalazła oficera, strzeliła mu w głowę gdy siedział przy biurku i odeszła. Gdy wychodziła, wartownicy pożegnali ją z uśmiechem.

Innym razem Niuta wykonała wyrok śmierci na kolejnym oficerze SS w jego własnym domu. Gdy znalazła go śpiącego na łóżku, to zamiast momentalnie go zastrzelić, najpierw lekko go obudziła a dopiero potem zabiła strzałem w głowę. Chciała, by ostatnią rzeczą jaki niemiecki zbrodniarz zobaczy w tym życiu, była twarz dziewczyny która mu je odebrała.

Niuta Teitelbaum została schwytana przez gestapo w lipcu 1943 roku, po około 3-letniej działalności na rzecz państwa podziemnego. Po wielotygodniowych, bestialskich przesłuchaniach została stracona. Była prawdopodobnie jedyną kobietą ruchu oporu podczas II Wojny Światowej, która umyślnie weszła do budynku zajmowanego przez hitlerowców.

Mordercy z Einsatzgruppen polujący na polskich Żydów, wrzesień 1939
Das Bundesarchiv via Wikimedia Commons

5. Alianci wiedzieli o ofensywie Ardenach

W 1934 roku do Berlina został wysłany japoński porucznik Hiroshi Oshima, który miał objąć stanowisko zastępcy attaché wojskowego. Już w 1938 osiągnął on kolejny stopień generalski i został mianowany ambasadorem.

Charyzmatyczny Oshima utrzymywał bliskie kontakty z wieloma wysoko postawionymi nazistami, w tym z Adolfem Hitlerem. Niemiecki przywódca ufał japońskiemu ambasadorowi i często przekazywał mu utajnione informacje najwyższej wagi. Oshima, jako wierny sługa cesarza, każdego wieczora wysyłał dalekopisem do Tokio wszystko, co do słowa, co tylko zdołał usłyszeć. We wrześniu 1944 ambasador rozmawiał z Hitlerem, który miał wtedy dobry nastrój mimo faktu, że Alianci opanowali już wtedy plaże Normandii i zaczynali marsz na wschód. Fuhrer tłumaczył Oshimie, że niemieckie siły wycofają się za Linię Zygfryda, co ustabilizuje sytuację na froncie.

Najważniejsza informacja została wypowiedziana chwilę później. Hitler powiedział wprost, że szykuje 5-milionową armię złożoną z jednostek z całej Europy, aby przypuścić ofensywę na froncie zachodnim o niespotykanej skali. Oshima, który podobnie jak i alianccy i niemieccy dowódcy sądził że III Rzesza może się już tylko rozpaczliwie bronić, był bardzo zdziwiony słowami fuhrera. Nie wiedział on, że plan operacji „Wacht am Rein” (straż na Renie), czyli ofensywy w Ardenach, był już w zaawansowanej fazie. Hitler potwierdził Oshimie, że atak miał nastąpić w listopadzie (ostatecznie ofensywa ruszyła w grudniu).

Ani Japończyk, ani tym bardziej jego niemiecki rozmówca nie wiedzieli, że japoński kod dyplomatyczny został złamany przez amerykańskich kryptologów. Wysłana przez Oshimę wiadomość została przechwycona przez ściśle tajną amerykańską bazę monitoringową w Etiopii. Jej tajny raport został następnie przekazany kilkunastu cywilnym i wojskowym urzędnikom, w tym naczelnemu wodzowi sił Aliantów – generałowi Dwightowi D. Eisenhowerowi.

Raport amerykańskiego wywiadu ostrzegający przed niemiecką ofensywą w Ardenach został całkowicie zignorowany. Gdy o świcie 16 grudnia siły III Rzeszy ruszyły do ofensywy, Alianci byli na to kompletnie nieprzygotowani i ponieśli duże straty. To, jak ostatecznie przerwano „straż na Renie”, to już inna historia.

Ambasador Oshima i Adolf Hitler w 1942
Wikimedia Commons

6. Amerykanie ostrzegają Stalina przez niemiecką inwazją.

Był początek sierpnia 1940 roku, gdy niemieckie Luftwaffe przygotowywało się do powietrznej operacji przeciwko Wielkiej Brytanii. W tym samym czasie Sam E. Woods, amerykański attaché handlowy w Berlinie, otworzył w swoim biurze otrzymaną niedawno kopertę gdzie znalazł bilet do jednego z berlińskich kin. Woods nie wiedział od kogo otrzymał tajemniczą przesyłkę, jednak wiedział, że właśnie doświadczył jednego ze sposobów komunikacji używanych w konspiracji.

Po przyściu do kina Woods rozpoznał siedzącego obok mężczyznę. Był jego niemiecki znajomy, człowiek który zręcznie maskował swoją niechęć do nazistów. Informator powoli wsadził do kieszeni Amerykanina kopertę, w której napisano informację o absolutnie najwyższym stopniu tajności – na rozkaz Hitlera, Wehrmacht mobilizował się do ogromnej inwazji na ZSRR.

Wiadomość szybko przekazano do amerykańskiego dowództwa, które rozkazało Woodsowi utrzymanie kontaktów z informatorem. W następnych tygodniach Woods pośredniczył w przekazaniu Amerykanom następnych cennych informacji. Zdobyto nawet dyrektywę wydanej przez Hitlera nakazującej siłom III Rzeszy do rozpoczęcia przygotowań do Operacji Barbarossa.

Amerykańskiemu dowództwu ciężko było uwierzyć w te szokujące informacje, ponieważ podejrzewano, że Hitler przeprowadzi inwazję na słabszą militarnie Wielką Brytanię. Dodatkowo, ZSRR i III Rzesza zawarły wcześniej układ o przyjaźni, czego efektem był podbój i podział Polski w 1939 roku. Mimo tego, notkę o planowanej agresji Niemiec przekazano prezydentowi Rooseveltowi.

W tamtym czasie przedstawiciele amerykańskiej dyplomacji próbowali rozluźnić stosunki pomiędzy ZSRR, a III Rzeszę. Między innymi dlatego, na jednym ze ściśle tajnych spotkań, podsekretarz stanu Sumner Welles przekazał radzieckiemu ambasadorowi Konstantinowi Umanskiemu informację o nadchodzącej inwazji. Reakcja ambasadora była zupełnie inna, niż przewidzieli ją Amerykanie – Umanski ostro skrytykował Wellesa, że ten odważył się powiedzieć mu „tak niedorzeczną informację”.

Gdy ostrzeżenie dotarło do Stalina, radziecki dyktator całkowicie je zignorował. Armia Czerwona nie była kompletnie przygotowana do działań defensywnych, gdy drugiego czerwca 1941, 5 000 000 niemieckich żołnierzy rozpoczęło największą lądową operację II Wojny Światowej i przekroczyło granicę niedawnego sojusznika. Jak wiemy z historii, marsz sił zbrojnych III Rzeszy na wschód został powstrzymany dopiero dużo później pod Moskwą, a następnie pod Stalingradem.

Niemcy oglądają zdobyty podczas Operacji Barbarossa radziecki samolot
Zbiory Polskiego Archiwum via Wikimedia Commons

7. Sztuczne okręty podwodne w służbie Royal Navy

W 1942 dowódca brytyjskiej marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym, admirał Andrew C. Cunningham miał poważny problem. Na Pacyfiku Japończycy zdobyli „Gibraltar Wschodu”, czyli Singapur, a dodatkowo cesarska marynarka zdołała zatopić dwa brytyjskie krążowniki, lotniskowiec „Hermes” i dwa pancerniki – „Prince of Wales” i „Repulse”. Chcąc nie chcąc, Cunningham musiał wysłać swoje okręty na wschód, zostawiając sobie zdecydowanie zbyt słabe siły, by chronić długi na 5500 kilometrów szlak komunikacyjny między Gibraltarem, a Egiptem. Zagrożenie było poważne, bo w rejonie nasilały się włoskie ataki przeprowadzane za pomocą lekkich, nowoczesnych okrętów.

 

Jasper Maskelyne
Źródło: książka „Maskelyne’s Book of Magic”, Wikimedia Commons

Admirał uznał, że Włochów powstrzymałaby flotylla okrętów podwodnych, ale sam nie dysponował tyloma jednostkami. Jednakże do głowy wpadł mu szalony pomysł, który miał rozwiązać ten problem.

Cunningham wezwał do siebie majora Jaspera Maskelyne, dawnego iluzjonistę, a w tamtym czasie brytyjskiego agenta. Admirał rozkazał mu stworzyć flotyllę fałszywych okrętów podwodnych o naturalnej wielkości, które mogły imitować prawdziwe jednostki i tym samym zmylić Niemców i Włochów co do rzeczywistych sił Royal Navy na Morzu Śródziemnym.

Choć zadanie było trudne, Maskelyne podołał mu i na jednej z egipskich bezludnych wysp stworzył cztery „okręty” za pomocą beczek po paliwie, płótna, rur, kabli, resztek zniszczonych wagonów kolejowych i innych będących pod ręką materiałów. Makiety były wyposażone w działa i kotwice, a do tego można było je składać i przewozić lądem na ciężarówkach.

Fałszywe okręty podwodne wyglądały tak realistycznie, że nawet brytyjscy piloci meldowali o tajemniczej jednostce zaobserwowanej na przybrzeżnych wodach. Można powiedzieć, że śmiały plan odniósł sukces, ponieważ jedna z makiet została nawet zaatakowana i zniszczona przez Luftwaffe.

 

8. Kot-spadochroniarz vs pancernik Tirpitz

Jednym z największych zmartwień dowództwa brytyjskiej marynarki wojennej podczas II Wojny Światowej był fakt, że od stycznia 1942 roku największa jednostka Kriegsmarine, pancernik „Tirpitz” okrętował w Norwegii i był ogromnym zagrożeniem dla konwojów zaopatrzeniowych, które dostarczały broń do ZSRR. Zakotwiczony w ciężko dostępnym doku, będący zbyt daleko od baz bombowców Aliantów, pancernik praktycznie bezkarnie mógł terroryzować szlak murmański. Royal Navy uparcie szukało sposobu na zniszczenie Tirpitza, jednak żaden plan nie był wystarczająco dobry.

Tymczasem w Waszyngtonie dyrektora sekcji badawczo-rozwojowej OSS, Stanleya P. Lovella, odwiedził tajemniczy człowiek, który przedstawił siebie jako eksperta ds. kotów. Przybyły stanowczo stwierdził, że ma plan zniszczenia „Tirpitza”. Według niego, do pozbycia się kłopotliwego pancernika, należało użyć kota, przywiązać go do spadochronu, przyczepić do niego bombę, a następnie spuścić na niemiecki okręt. Jak wiadomo, koty zawsze lądują na cztery łapy, a dodatkowo nie znoszą wody, więc gdyby dać takiemu kotu możliwość manewrowania podczas lotu ze spadochronem, ten mógłby skierować się na cel i tym samym wlecieć w pancernik i zdetonować bombę. Aby oszukać niemieckie baterie przeciwlotnicze, samolot z kotem należało ucharakteryzować na niemiecki i po cichu przeprowadzić zrzut.

Plan ten, jakkolwiek głupi i szalony, zyskał jednak poparcie jednego z amerykańskich senatorów i w pobliżu Waszyngtonu przeprowadzono test takiej „kociej bomby”. Próba skończyła się kompletną klęską, ponieważ zrzucony kot szybko stracił przytomność i spadł tak jak leciał.

Amerykanie momentalnie stracili entuzjazm co do tego rozwiązania i plan kociej bomby spalono. „Tirpitz” ostatecznie uległ nie spadającemu kotu, a eskadrze ciężkich bombowców Lancaster które zatopiły okręt w listopadzie 1944 roku.

Pancernik „Tirpitz”
Wikimedia Commons