Author

kraducki

Browsing

Zwodowany w 1943 roku, niemiecki U-Boot U-977 był jednym z ponad siedmiuset okrętów klasy VIIC, czyli najliczniej wyprodukowanego okrętu podwodnego w historii. Ten konkretny egzemplarz nigdy nie miał okazji wystrzelić ostrej amunicji w kierunku przeciwnika i nie brał udziału w walce, ponieważ podczas testów po zwodowaniu został trzykrotnie staranowany. Jego konstrukcja uległa osłabieniu i nie mógł wejść do służby operacyjnej – zamiast tego pełnił funkcję jednostki szkoleniowej na Bałtyku. Dla wielu niemieckich rekrutów trening na U-977 był wstępem do późniejszej służby na innych U-Bootach, jednak ich małe doświadczenie odciskało na okręcie piętno, ponieważ przez nieumiejętną obsługę był on cały czas w z kiepskim stanie technicznym.

14 grudnia 1944 roku dowódcą U-977 został porucznik Heinz Schäffer. Miał on za sobą czteroletnie doświadczenie w służbie na morzu – najpierw na U-561, a następnie na U-445, gdzie uczestniczył w kilku bitwach konwojowych. Odznaczony Krzyżem Żelaznym, po rocznym szkoleniu powierzono mu dowodzenie nowym okrętem podwodnym U-977. Dla cierpiącej na mocne problemy kadrowe Kriegsmarine, doświadczony oficer taki jak Schäffer był na wagę złota, więc oddanie w jego ręce okrętu szkoleniowego nie mogło być uznane za awans. Zamiast walczyć na Atlantyku, od tamtej pory musiał uczyć morskiej wojaczki żółtodziobów, którzy nigdy wcześniej nie pływali wewnątrz okrętu podwodnego.

U-977 pod amerykańską banderą, listopad 1945
Źródło: MMC Celestine M. Urbaniak, US Navy

Tutaj zaczyna się właściwa historia U-977. III Rzesza traciła tereny na wschodzie i okręt Schäffera musiał wycofać się w stronę Niemiec. Po dopłynięciu do Hamburga wyposażono go w tzw. „chrapy”, czyli urządzenie pozwalające odprowadzać spaliny z silnika diesla i zasysać powietrze podczas zanurzenia. W Niemczech Schäffer został wezwany do dowódcy Kriegsmarine, admirała Karla Dönitza. Ten polecił dowódcy U-977 szykować się do pierwszego i najprawdopodobniej ostatniego zadania bojowego. Schäffer doskonale wiedział, że jego okręt przypominał pływającą trumnę i chciał wymusić na admirale przeprowadzenie chociaż krótkiego remontu, jednak usłyszał w odpowiedzi:

„Panie Schäffer, widzę po odznaczeniach że jest pan weteranem, a kto inny ma teraz walczyć, jak nie weterani?”

Choć wojna miała się już ku końcowi, załoga U-977 szykowała się do jedynej w swojej karierze misji bojowej. 13 kwietnia okręt (i prawdopodobnie dwa inne U-Booty) opuścił Kilonię i po dwóch tygodniach dopłynął do norweskiego Kristiansund, co – mając na uwadze ogromną przewagę Aliantów na morzu i w powietrzu – było praktycznie cudem. 2 maja Schaeffer otrzymał rozkaz przedostania się do brytyjskiego portu Southampton, by po osiągnięciu celu zatopić jak największą liczbę nieprzyjacielskich jednostek. Było jasne, że oznaczało to misję samobójczą z której U-977 i jego załoga miała już nie wrócić. Mimo bardzo słabych morale i kiepskiego stanu technicznego okrętu, jednostka opuściła Norwegię i obrała kurs na Wyspy Brytyjskie.

Pech marynarzy U-977 trwał w najlepsze, bo jak wiemy z lekcji historii, 8 maja zakończyła się II Wojna Światowa. Dowództwo Kriegsmarine wysłało do wszystkich jednostek komunikat o obowiązku złożenia broni, jednak nie został on odebrany na okręcie Schäffera. Dopiero kilka godzin później do kapitana przybiegł radiotelegrafista, który przedstawił mu niekodowaną wiadomość o treści:

„Niemieckie okręty muszą się wynurzyć, podać swoją pozycję, zniszczyć broń i wywiesić białą flagę. Komitet aliancki.”

Było jasne, że III Rzesza poddała się i dalsza walka nie miała sensu.

Na nieszczęście dla marynarzy U-977, kapitan postanowił nie traktować tego polecenia dosłownie. Wieloletnia nazistowska indoktrynacja sprawiła, że niemiecki oficer nie ufał Aliantom i był pewien podstępu z ich strony, dlatego zaproponował złożenie broni, ale dopiero po przepłynięciu Atlantyku i dotarciu do Argentyny, kraju przyjaznego III Rzeszy. Niemiecka załoga prawdopodobnie nie zostałaby tam nawet internowana, a mieszkająca tam mniejszość niemiecka przyjęłaby swoich rodaków z otwartymi ramionami. Rozpoczęto głosowanie, które miało rozstrzygnąć dalsze losy niemieckich marynarzy. 32 z nich zgadzało się z kapitanem, a 16, głównie żonatych, było przeciw. Tych drugich wysadzono w Norwegii, a reszta wyruszyła w śmiały rejs w kierunku Argentyny.

Jako że zapasy paliwa na U-977 nie były duże, okręt musiał płynąć tak ekonomicznie, jak się tylko dało, czyli de facto wykorzystywać głównie silnik elektryczny i poruszać się z prędkością do 3 węzłów. Samo osiągnięcie Zachodniej Afryki zajęło Niemcom ponad dwa miesiące… Aby uniknąć kontaktu z obcymi statkami handlowymi bądź okrętami wojennymi wynurzano się rzadko, tylko wtedy, gdy trzeba było szybko przewietrzyć okręt i naładować akumulatory. Sytuacja nie była łatwa, a na dodatek na okręcie brak było odpowiedniej ilości ludzi, nie mówiąc już o zbyt małym doświadczeniu załogi.

Warunki panujące wewnątrz U-977 były straszliwe. Brakowało wszystkiego – od jedzenia, po paliwo, części zamienne, a nawet powietrze. Bez światła dziennego członkowie załogi zmienili się w wychudzone, brudne i blade zombie. Marynarze podupadali także na psychice. Na okręcie wybuchały bójki, zaobserwowano przypadek klaustrofobii. W tym dramatycznym momencie kapitan Schäffer postanowił zaprzestać przestrzegania wyniszczających środków ostrożności i zezwolił na wynurzenie okrętu, co momentalnie poprawiło nastroje jego ludzi. Od tamtej pory U-977 płynął pod wodą tylko w dzień, w nocy poruszając się szybciej, w pełnym wynurzeniu. Morale Niemców zostały jeszcze bardziej podniesione dzięki informacji odebranej 11 lipca, mówiącej o tym, że U-Boot U-530 dowodzony przez kapitana Otto Wermutha wpłynął na argentyńskie wody. Marynarze U-977 nie posiadali się ze szczęścia, ponieważ byli pewni spotkania ze swoimi rodakami.

17 sierpnia, po 107 dniach rejsu (w tym 66 dni bez wynurzania się!), niemiecki okręt podwodny U-977 zdołał dotrzeć do Argentyny. Zgodnie z przypuszczeniami kapitana, załoga została potraktowana godnie, choć internowano ich w kajutach starego krążownika General Belgrano, który cumował w porcie Mar del Plata. Mimo to, Niemcom nie szczędzono jedzenia i nie traktowano jak wrogów.

U-977 w argentyńskim porcie Mar del Plata
Źródło: Daniel Mesa via Wikimedia Commons

Tutaj historia U-977 mogłaby się zakończyć, jednak pechowym okrętem podwodnym zainteresowali się Alianci. Pojawienie się w Argentynie niemieckiego okrętu podwodnego nie pozostało bez echa i wkrótce Schäffera i jego ludzi oskarżono o zatopienie brazylijskiego krążownika Bahia, który 4 lipca poszedł na dno w niewyjaśnionych okolicznościach. Sprawa była bardzo poważna, a przeciwko Niemcom przemawiał fakt, że do Argentyny dopłynęli z 10 torpedami wewnątrz okrętu, podczas gdy U-Booty tej klasy przenosiły ich 14. Utrata czterech z nich odpowiadała jednej salwie z przedniej burty. Marynarze U-977 bronili się twierdząc, że nie mają pojęcia o zatopieniu brazylijskiego krążownika i że w końcówce wojny ich kraj cierpiał na braki amunicji, więc ich jednostka po prostu nie została zaopatrzona w komplet torped. Ostatecznie niemieckiego dowódcę przed karą śmierci uratował brazylijski minister żeglugi, który porównał zapisy meteorologiczne obu okrętów i stwierdził w nich różnice, tym samym dowodząc niewinności Niemców. Później okazało się, że krążownik zatonął na skutek wypadku z użyciem własnej amunicji.

Gdy załodze U-977 nie groziły już oskarżenia związane z zatapianiem innych okrętów, ktoś połączył fakty dotyczące wypłynięcia jednostki z Niemiec i zauważył fakt, że U-Boot wypłynął dzień po komunikacie o śmierci Adolfa Hitlera. Schäfferowi i jego ludziom momentalnie zarzucono przeprowadzenie ewakuacji fuhrera i jego żony. Załogę przejęli Amerykanie którzy już w Stanach skonfrontowali ze sobą Schäffera i Otto Wermutha, jednak z przesłuchania nie wyniknęło nic, co potwierdzałoby tezę mówiącą o przeżyciu i bezpiecznym wywiezieniu Hitlera (lub jego prochów) przez Atlantyk. Po następnej serii przesłuchań w Wielkiej Brytanii, niemieckich marynarzy w 1946 roku wypuszczono i zezwolono na powrót do Niemiec.

U-977, jeden z okrętów Kriegsmarine o najciekawszej historii, zatopiono w listopadzie 1946 roku jako okręt-cel dla amerykańskiego okrętu podwodnego USS Atule, przedtem wziął udział z paradzie zwycięstwa US Navy na wschodnim wybrzeżu USA. Heinz Schäffer ostatecznie wyemigrował do Argentyny, gdzie ożenił się i rozpoczął nowe życie. Do końca swoich dni, czyli do 1979 roku, dementował teorie spiskowe, które łączono z rejsem U-977 przez Atlantyk, w tym tę o ewakuacji Adolfa Hitlera.

Jego skuteczność bojowa była straszliwa – dzierżący go wojownik mógł bez trudu rozpłatać w pół opancerzonego przeciwnika. Doskonalony przez wieki, był arcydziełem sztuki kowalskiej; piękny i prosty, stał się symbolem Japonii i fundamentem powstałego tam etosu wojownika, dla którego jego miecz był jego duszą. Broń ta wywarła nie tylko wpływ na kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni, lecz także wciąż rozbudza wyobraźnię wielu ludzi na całym świecie.

Samuraj w pełnej zbroi. Widoczne dwa miecze – katana i wakizashi
Źródło: Terry Bennett, via Wikimedia Commons

Kasta wojowników

Około X wieku naszej ery w japońskim społeczeństwie pojawiła się kasta wojowników, nazywanych samurajami. Zostawali nimi tylko wybrani z arystokracji mężczyźni, którzy poddawali swoje życie treningowi walki i służbie swojemu feudałowi. Przez stulecia samurajowie stworzyli etos wojownika, czyli kodeks życia i śmierci, gdzie głównym elementem był właśnie ich miecz.

W oparciu o niego stworzono charakterystyczny dla Japonii styl walki, na co złożyła się między innymi niesamowita precyzja wykonania tych mieczy – idealne połączenie ostrości, piękna i równowagi. Każdy etap ich wytwarzania był niemalże rytuałem i wymagał użycia specjalnych materiałów, pieca i ogromnego doświadczenia wielu osób czuwających nad wytapianiem, ostrzeniem itd.

Ostrzenie miecza
Źródło: Wolcott, Katherine, zbiory University of Vermont

Pierwszym ogniwem tego żmudnego procesu było wytapianie miecza w tradycyjnym piecu o wymiarach 3m x 2m x 1m zwanym Tatara (obecnie w Japonii ostał się ostatni taki piec). Jako surowca używano nie rudy żelaza, ale żelazowego piasku. Ze względu na swoją czystość, tzn. mniejszą zawartość siarki i fosforanu, charakteryzował się on mniejszą kruchością. Połączenie węgla i piasku żelazowego dawało kowalom unikatową stal – idealny fundament pod miecz samuraja. Ten rodzaj stali nosił nazwę Tamahagane. Tamahagane była ceniona między innymi dlatego, że nigdy całkowicie się nie topiła. Zawarty w niej węgiel działał jak amortyzator, ponieważ powstały miecz był możliwie elastyczny, a przy tym twardy.

Gdy surowiec osiągał temperaturę 1300 stopni Celsjusza, można było rozpocząć kucie, które oprócz modelowania miecza, usuwało z niego wszelkie zanieczyszczenia. Co ciekawe, produkt końcowy ważył o połowę mniej niż użyte do jego stworzenia surowce. Kolejny etap – wielokrotne zginanie i kucie miecza – powoli nadawał mieczowi jego finalną formę. Wszystko to było robione ręcznie, a efekt miał być absolutnie perfekcyjny. Ostrze następnie hartowano; podczas tego procesu chroniła je mieszanka gliny i węgla drzewnego rozsmarowana na jego powierzchni. Tworzenie i rozprowadzanie tej mieszanki jest uznawane za sztukę i nazywa się Hamon. Podczas samego hartowania ostrze rozgrzewano do temperatury 800 stopni Celsjusza i wkładano do wody w celu wystudzenia – a następnie powtarzano dziesiątki razy. Studzenie sprawiało, że węgiel był więziony w stali. Rdzeń, który był pokryty grubszą warstwą gliny stygł wolniej przez co pozostawał elastyczny. Przyszły miecz musiał być idealny – nie za miękki, nie za twardy i o lekko wygiętym kształcie, który nadawało mu hartowanie. Wszystko to trwało aż do momentu, w którym mistrz uznawał że ostrze było gotowe. Gdy nabierało koloru wschodzącego słońca, miecz otrzymywał duszę i był prawie gotów, aby zostać użytym w walce.

Po hartowaniu następowało polerowanie, które nadawało mieczowi kształt i ostrość. Było jednak bardziej sprawdzeniem ewentualnych defektów, ponieważ miecz miał jeszcze trafić do mistrza polerowacza, którego to praca była przedostatnim ogniwem tworzenia japońskiego miecza. Każdy miecz wymagał użycie innego rodzaju kamieni szlifierskich; dobre kamienie są obecnie warte tysiące dolarów. Po 10 dniach polerowania mistrz sięgał po najdokładniejsze z kamieni, wielkości ziarnka ryżu, dzięki którym kończył swoje dzieło. Ostatnim etapem pracy nad samurajską bronią było bielenie, które uwidaczniało linię między miękką, a twardą stalą.

Kucie ostrza w kuźni
Fragment filmu dokumentalnego National Geographic

Sztuka tworzenia samurajskiego miecza była w Japonii doskonalona przez stulecia. Lata doświadczeń mistrzów kowalstwa nakazały tworzyć miecze będące połączeniem twardej stali i miękkiego żelaza. Broń ta była morderczo ostra, idealnie wyważona a przy tym stosunkowo lekka. Twarde brzegi w połączeniu z elastycznym środkiem dawały samurajom broń idealną, która charakteryzowała się wytrzymałością i elastycznością. Jak pewnie zauważyliście, sam proces wytwarzania miecza był dla japońskich mistrzów niemalże rytuałem, duchową drogą życia. Kuźnia była świętym miejscem Shinto – bóstwa kowali. Co ciekawe, wytwórcy mieczy nie znali składu surówki składającej się na gotowy miecz.

Setki lat doświadczeń owocowały czymś tak perfekcyjnym jak np. samurajska katana. Jednocześnie trzeba nadmienić, że nauka w kierunku tworzenia mieczy była trudna i długa – dopiero po sześciu latach terminu u mistrza, uczeń mógł wykuć swoją pierwszą broń. Po następnych pięciu sam uzyskiwał tytuł mistrza.

Jako że życie wojownika zależało od jakości jego ostrza, każdy nowy samurajski miecz musiał być uważnie sprawdzony, przeważnie na wiązkach słomy, lecz preferowano użycie go na żywym organizmie. W feudalnej Japonii powszechną praktyką było testowanie ostrza na zbrodniarzach. W zależności od popełnionej zbrodni, delikwentowi cięto rękę, nogę, albo pozbawiano życia ucinając głowę. Na niektórych mieczach do dzisiaj można znaleźć imię testera, datę i liczbę przeciętych ciał.

Walka japońskim mieczem (tutaj – kataną) wymagała ogromnej precyzji, techniki i szybkości

Japoński miecz był nie tylko bronią. Dla samuraja był jego duszą, symbolem pozycji i władzy. Noszono zwykle dwa miecze – dłuższą katanę i krótszy wakizashi. Mając broń u boku, wojownik wymagał okazywania mu szacunku.

W feudalnej Japonii jedynie samurajowie mieli prawo nosić miecze. Jednocześnie obowiązywał ich kodeks wojowników, czyli kodeks Bushidō, który regulował życie codzienne, kształtował moralność i nakazywał bezustanne doskonalenie się na polu walki, filozofii i sztuki. Bushidō wymagał także ślepego posłuszeństwa władcy. Życie samuraja opierało się na przygotowaniu do śmierci; honor stawiano na pierwszym miejscu, a splamienie go skutkowało rytualnym samobójstwem zwanym Seppuku w celu zmycia z siebie hańby. Jeśli feudał wyrażał zgodę, skazanemu mógł pomagać towarzysz, który w krytycznym momencie ścinał umierającemu głowę.

Jak widzimy, w każdym elemencie życia średniowiecznego samuraja pojawiał się jego miecz. Historia pokazała, jak duży wpływ ta prosta, lecz piękna broń miała na sztukę wojenną i kulturę Japonii. Miecz stanowił nie tylko o duszy samuraja; kodeks Bushidō, którego miecz był fundamentem, wciąż jest widoczny nawet w nowoczesnym japońskim społeczeństwie. Broń taka jak katana była symbolem Japonii i jej cech; nie została całkowicie porzucona nawet po pojawieniu się na polach bitew broni palnej. Samurajowie również nigdy nie przyjęli u siebie mieczy europejskich – mimo ich oczywistych zalet, Japończycy preferowali lekkie katany, które wymagały ogromnej techniki i zwinności, a nie siły. Podczas II Wojny Światowej wielu cesarskich oficerów wciąż miało u boku swoje miecze, które towarzyszyły im do końca.

Samurajowie wiedzieli, że miecz to jedno, lecz potrzebny był także hart ducha, jasny umysł i lata treningu. Razem te cechy tworzyły z tych ludzi prawdziwe maszyny do zabijania, a ich miecze były dowodem na to, że człowiek mógł wspiąć się na absolutne wyżyny precyzji i sprawności. Były ucieleśnieniem ducha Bushidō; stanowiły honor, dawanie z siebie wszystkiego nawet gdy nie jest to wymagane, życie oparte na dyscyplinie, dawnych wartościach i harmonii.

„Perfekcja jest celem, który nigdy nie zostanie osiągnięty. Ważne jest jednak to, by do niego dążyć”
Fragment filmu „Ostatni Samuraj” reż. Edward Zwick
Przed bitwą

Pod koniec XIX wieku granice Stanów Zjednoczonych sięgały już od zachodniego do wschodniego wybrzeża, lecz nie zawierały się w nich jeszcze niektóre środkowo-zachodnie stany, takie jak Montana, obie Dakoty, czy Wyoming, czyli ziemia zamieszkana przez ostatnich wolnych Indian. Tereny te nazywano Wielkimi Równami i zamieszkałe były wtedy przez około 30 indiańskich plemion; głównie Apaczów, Komanczów, Czejenów, Wrony, Czarne Stopy i Siuksów.

Ekspansja Amerykanów powodowała serię konfliktów, czego konsekwencją były starcia zbrojne, spychanie Indian na zachód, bądź zamykanie ich w rezerwatach. Dla większości z nich porzucenie ich koczowniczego życia myśliwych i utrata ziemi była nie do przyjęcia, lecz z reguły ulegali potędze militarnej nowoczesnej, przemysłowej kultury Stanów Zjednoczonych.

Obraz Alfreda Jacoba Millera „Hunting Buffalo” ukazujący tradycyjne polowanie na bizony na Wielkich Równinach
Źródło: Walters Art Museum

W 1868 roku wodzowie plemiona Lakota (Siuksów) podpisali porozumienie z rządem USA, gdzie zgadzali się umieszczenie swojego ludu w rezerwacie na terenie dzisiejszej Południowej Dakoty. Lakota mieli nie porzucać wyznaczonego terenu, a ich życie stało się zależne od pomocy rządowej. Na to nie zgodziła się część Indian, w tym wodzowie Siedzący Byk i Szalony Koń – późniejsi bohaterowie spod Little Bighorn. Ich wyprawy łowieckie poza wyznaczony dla Siuksów teren doprowadzały do konfliktów pomiędzy nimi a amerykańskimi osadnikami i innymi plemionami Indian.

Gorączka złota w rezerwacie Indian

W 1874 roku amerykańska ekspedycja pod wodzą podpułkownika 7. Pułku Kawalerii Armii USA George’a Custera odnalazła złoto w górach Black Hills, które znajdowały się na terenie rezerwatu zamieszkałego przez plemię Lakota. Spowodowało to najazd inżynierów, geologów, poszukiwaczy złota, a także zwykłych osadników. Wszystko to było jawnym pogwałceniem porozumienia między rządem USA, a Indianami. Amerykanie próbowali odkupić Black Hills od Siuksów, lecz ci stanowczo się na to nie zgodzili. Rezultatem całej tej sytuacji było opuszczenie granic rezerwatu przez wielu Indian.

Amerykańscy kawalerzyści z XIX wieku ścigający Indian
Grafika z 1899 roku
Wojna z Indianami

Dowódca Dywizji Missouri generał Philip Sheridan wydał rozkaz uderzenia na Indian, którzy opuścili Wielki Rezerwat Siuksów i sprowadzenia ich z powrotem. Wyznaczył do tego dwóch dowódców – generała George’a Crooka, który prowadził siły federalne od południa i generała Alfreda Terry’ego, który szedł dorzeczem Yellowstone by zaatakować Indian od wschodu i zachodu. Większą część oddziału Terry’ego stanowił słynny 7. pułk Kawalerii dowodzony przez ppłk. Custera. Pierwsze oddziały opuściły swoje bazy w marcu 1876 roku i rozpoczęły marsz w kierunku .

Spodziewano się, że Siuksowie i Czejenowie będą obozować w dolinie rzeki Bighorn i tam miały połączyć się siły wysłane przez Sheridana. Kolumna generała Terry’ego  liczyła 750 jeźdźców 7. Pułku Kawalerii, dodatkowo w jej skład weszło około 150 żołnierzy piechoty, sztab, tabory i stado bydła prowadzone przez kowbojów. Z Amerykanami współpracowały także indiańskie plemiona skonfliktowane z Czejenami i Siuksami. Terry miał ze sobą 39 indiańskich zwiadowców z plemion Wron i Arikara. Dużą część wojsk federalnych stanowili weterani Wojny Secesyjnej, zahartowani w walce kawalerzyści uzbrojeni głównie w jednostrzałowe karabiny Spriengfielda – mające dobry zasięg, lecz łatwo przegrzewające się i niemożliwe do przeładowania w trakcie jazdy konnej. Oficerowie chętnie używali szabli, dzięki którym mogli skutecznie podjąć walkę na krótki dystans z nieprzyjacielem uzbrojonym w tomahawk, nóż, maczugę lub włócznię. Duża część Indian takze była w posiadaniu broni palnej (nawet nowoczesnych wielostrzałowych Winchesterów), jednak to użycie łuku dało im dużą przewagę pod Bighorn, gdzie na terenie pofałdowanym to strzała mogła skuteczniej sięgnąć celu.

George Armstrong Custer 23 maja 1865 roku
Źródło: Biblioteka Kongresu
Masakra kawalerzystów pod Little Bighorn

Czejenowie i Siuksowie rzeczywiście gromadzili się w dolinie rzek Bighorn i Yellowstone, jak przewidzieli to amerykańscy dowódcy. Region ten obfitował w zwierzynę i przez to był terenem łowieckim wielu plemion, które dodatkowo sciągały tam wiedzione chęcią uczestnictwa w corocznej uroczystości zwanej Tańcem Słońca. Była to religijna i inicjacyjna ceremonia, bardzo ważna dla Indian z Północnych Równin. Podczas Tańca Słońca wódz Siedzący Byk miał wizję, w której widział atak żołnierzy na jego wioskę i wielkie zwycięstwo Indian.

Czerwonoskórzy wojownicy nie zamierzali jednak czekać na połączenie się kolumn obu amerykańskich generałów i 17 czerwca wojownicy dowodzeni przez Szalonego Konia zaatakowali nad rzeką Rosebud grupę gen. Crooka, wpieranego przez 270 Wron i Szoszonów. Starcie trwało cały dzień i w jej rezultacie Crook musiał się wycofać i nie wziął udziału w późniejszej bitwie nad Little Bighorn. Problem polegał na tym, że choć nadchodzący potem Custer odnalazł pozostałości po bitwie wojsk Crooka, generał Terry nie wiedział o odwrocie sojuszników i spodziewał się spotkać ich nad Bighorn.

Wodzowie Indian Lakota: Siedzący Byk (z lewej) i Szalony Koń (z prawej)
Zdjęcia na licencji domeny publicznej

Custer został wysłany przodem i 24 czerwca dotarł w pobliże wielkiego obozu Indian nad rzeką Little Bighorn. Jak się później okazało, w obozie przebywało około 8000 Indian z plemion Siuksów i Czejenów, w tym 1500-1800 wojowników. Indiańscy zwiadowcy wysłani przez Custera powiedzieli mu, że „znaleźli wystarczająco wielu Siuksów, by mieć z kim walczyć przez trzy dni”. Custer odpowiedział im wtedy, że wygrana zajmie im tylko jeden dzień. Amerykanie już przedtem byli przekonani, że widok tak wielu kawalerzystów odbierze Czejenom i Sjuksom chęć do walki i starcie zbrojne nie będzie konieczne – byli jednak w błędzie.

Custer zdecydował się nie czekać na posiłki i samotnie uderzyć na obóz Indian. Najpierw podzielił swoje siły na 4 części – pierwsza pod rozkazami majora Marcusa Reno miała uderzyć na początku od południa, druga pod dowództwem samego Custera miała zaatakować w mniej więcej tym samym czasie od północy. Odwód stanowił batalion kapitana Fredericka Benteena, a ochronę taborów powierzono kapitanowi McDougallowi.

Ostatnia szarża Custera
Autor: Seifert Gugler & Co. na licencji domeny publicznej

O wschodzie słońca 25 czerwca Reno zaatakował obóz Indian i wpadł tym samym w pułapkę, ponieważ ci, wbrew jego oczekiwaniom nie bronili swych namiotów, lecz szybko oskrzydlili grupę majora. Już na początku starcia Reno rozkazał swoim ludziom zsiąść z koni i ostrzeliwać przeciwnika z ziemi, a gdy sytuacja zrobiła się naprawdę poważna, zarządził odwrót. Na początku zorganizowany, potem chaotyczny, gdy zaraz obok majora Reno zginął zastrzelony jego ulubiony indiański zwiadowca, Krwawy Nóż. Od totalnej masakry uratowało ich przybycie Benteena i McDougalla, którzy nagle wsparli uciekających kawalerzystów, choć szli tam z zamiarem zatrzymania… uciekających Indian. Połączone siły zatrzymały ścigających ich wojowników, jednak nie udało im się wysłać do Custera wiadomości o nieudanym natarciu, przez to ten kontynuował swoją część planu idąc – jak się okazało – na śmierć.

Zagłada 7. Pułku Kawalerii i śmierć Custera

Przez brak dobrego rozpoznania terenu Custer spóźnił się że swoim atakiem i jego uderzenie nastąpiło dopiero wtedy, gdy trwała już ucieczka majora Reno. Czejenowie i Siuksowie bardzo szybko zauważyli nadejście wroga i przypuścili atak, który odepchnął Amerykanów z powrotem na północ. W tym samym czasie Szalony Koń wraz z innymi Sjuksami blyskotliwie okrążył kawalerzystów, co odebrało im możliwość dalszego odwrotu. W tej beznadziejnej sytuacji Custer nakazał swym ludziom zastrzelic swoje konie i utworzyć z nich ścianę ochronną przeciw strzałom i pociskom Indian. Niestety, był to koniec dla ludzi z 7. Pułku Kawalerii Armii USA; w ciągu godziny Custer i jego 210 ludzi leżało martwych na polu pod Little Bighorn.

Po pokonaniu Custera, Indianie ponownie zaatakowali z całą mocą stanowiska Benteena i Reno, jednak od północy w końcu nadszedł generał Terry i po długiej bitwie połączone siły odepchnęły Czejenów i Siuksów na południe. W międzyczasie Indianie zabrali z pola bitwy swoich poległych i rannych wojowników i okaleczyli, w tym oskalpowali ciała Amerykanów. Dwukrotnie postrzelone ciało podpułkownika George’a Custera zostało znalezione na szczycie wzgórza. Zwłoki dowódcy były nienaruszone, co można tłumaczyć tym, że przed bitwą obciął swoje długie blond włosy i wrogowie prawdopodobnie go nie poznali. Custer i jego 210 ludzi (i 52 ludzi Reno), a także cywile i sprzymierzeni Indianie spoczęli razem na polu bitwy pod Little Bighorn. Podczas bitwy poległo od 60 do 100 Czejenów i Siuksów.

„Custer’s Last Stand” – Ostatni Bastion Custera
Obraz Edgara Samuela Paxsona, na licencji domeny publicznej

Bitwa pod Little Bighorn zapoczątkowała falę niechęci wobec Indian i zwiększenie liczby wojsk rozmieszczonych na pograniczu Montany i Wyoming.  Wielkie Równiny, w tym wzgórza Black Hills zostały podbite przez Amerykanów, a Indiańskie plemiona zamknięto w rezerwatach.

Po bitwie wódz Siedzący Byk wraz ze swoim plemieniem musial uciekać przed ścigającą go amerykańską Kawalerią do Kanady. Władze USA pozbawiły plemiona Siuksów pożywienia poprzez wypalanie prerii przy granicy kanadyjsko – amerykańskiej i wybicie stad bizonów. W 1881 roku Siedzący Byk został zmuszony do powrotu do Stanów, gdzie zamknięto go w rezerwacie. W 1885 występował nawet w spektaklu rodeo Buffalo Billa. W 1890 roku oskarżony o udział w Tańcu Ducha, zginął zastrzelony podczas aresztowania przez indiańskich policjantów w służbie rządu USA.

w 1877 roku wódz Szalony Koń został pchnięty bagnetem przez wartownika i zabity podczas ucieczki z miejsca aresztowania.

14 lat po bitwie nad rzeką Little Bighorn 7. Pułk Kawalerii w bestialski sposób „pomścił” swoich poległych poprzez zamordowanie 250 indiańskich mężczyzn, kobiet i dzieci nad Wounded Knee.

Dodatkowe fakty:
  • Po bitwie dobito większość rannych koni poległych kawalerzystów 7. Pułku, lecz oszczędzono jednego z nich – konia imieniem Comanche, którego dosiadał kapitan Keogh. Comanche pojawiał się w późniejszych latach na wielu paradach wojskowych: zawsze osiodłany, zawsze bez jeźdźca.
  • Po Little Bighorn generał Terry ruszył w pościg za Siuksami, znany później pod nazwą „Marsz Końskiego Mięsa” (Horsemeat march). Dla szybszego marszu wojsko zostawiło za sobą tabory z zapasami, a wzięło głównie amunicję. Po jakimś czasie zaczęło im brakować żywności, a głodni żołnierze zabijali dla mięsa swoje konie. Wielu z nich zapadło potem za choroby umysłowe.
  • Na wyprawę przeciwko Siuksom ppłk. George Custer zabrał ze sobą czterech członków własnej rodziny. Kapitan Tom Custer (31) był dowódcą kompanii, Boston Custer (27) przewodnikiem, a 18-letni siostrzeniec Custera: Harry Armstrong Reed był poganiaczem. Dodatkowo, był z nimi także szwagier Custerów: James Calhoun, od którego imienia nazwano jedno ze wzgórz, gdzie toczyła się bitwa. Cała czwórka zginęła pod Little Bighorn.
  • Generał Terry przed bitwą oferował Custerowi wzięcie dwóch wielolufowych szybkostrzelnych karabinów Gatlinga. Ten jednak odmówił, mówiąc, że „7. Pułk da sobie radę ze wszystkim co napotka” mając na myśli to, że nie potrzebuje takich wynalazków. Wśród historyków trwają spory, czy ewentualne wzięcie Gatlingów mogło zmienić wynik bitwy.
  • George Custer brał udział w Wojnie Secesyjnej, gdzie dowodził oddziałami ochotników po stronie Unii. Wojnę zakończył że stopniem generalskim, jednak w wyniku znacznej redukcji etatów w wojsku został przywrócony do stopnia kapitana, mając de facto dwa równoległe stopnie wojskowe. Niedługo potem, obejmując 7. Pułk został mianowany na podpułkownika.
  • Do dziś nie możemy być pewni, kto właściwie zabił George’a Custera. Jeden z uczestników bitwy, Biały Byk na łożu śmierci zeznał, że to on zabił wrogiego dowódcę. Czyn ten przypisywano także wodzowi Dakotów o imieniu Deszcz w Twarz, lecz ten zaprzeczył, przyznając się jednak do odebrania życia Tomowi Custerowi (potem to odwołał). Jako zabójców George’a Custera wymienia się także kilku wojowników Czejenów, a także samego Custera, który miał popełnić samobójstwo, by nie wpaść w ręce Indian.
Obelisk upamiętniający poległych podczas Bitwy pod Little Bighorn
Zdjęcie: Durwood Brandon via Wikimedia Commons
„Dobry plan wykonany natychmiast jest lepszy niż idealny plan wykonany dziesięć minut później. ” Cytat: Charles M. Province, The unknown Patton, Hippocrene Books, 1983, s. 165. Zdjęcie: Wikimedia Commons

 

„Jest tylko jedna zasada taktyki, która nie podlega zmianom: użyć tego, co pod ręką, by zadać jak najwięcej ran, śmierci i zniszczenia wrogowi w jak najkrótszym czasie ” Cytat: G.S. Patton, P.D. Harkins War as I knew it Zdjęcie: Wikimedia Commons

 

„Prawdziwi bohaterowie to nie tacy, jakich znacie z książek. Każdy człowiek w tej armii odgrywa istotną rolę. Nigdy się nie poddawaj. Nigdy nie myśl, że twoja praca się nie liczy. Każdy ma swoją robotę do spełnienia i musi ją wykonać. Wszyscy jesteście ogniwami tego wielkiego łańcucha.” Cytat: The Patton speech, Tim Ripley Zdjęcie: U.S. National Archives via Wikimedia Commons

 

” Na wojnach można walczyć bronią, lecz to ludzie je wygrywają. To duch ludzi, którzy podążają i człowieka, który prowadzi odnosi zwycięstwo.” Cytat: Robert Debs Heinl, Dictionary of military and naval quotations Zdjęcie: goodfreephotos.com

 

„Tyły wroga to wyjątkowo sprzyjające pole bitwy dla wojsk pancernych. Użyj wszelkich środków, aby się na nie przedostać.” Cytat: G.S. Patton, P.D. Harkins War as I knew it Zdjęcie: U.S. Army via Wikimedia Commons

 

„Jestem żołnierzem, walczę tam gdzie mi każą, a gdziekolwiek walczę, wygrywam.” Cytat: A.S.O.R.L., S.I.L.-Gare, C.E.B.A., Comité luxembourgeois de la Voie de la liberté Zdjęcie: Wikimedia Commons

 

„Głupotą i błędem jest opłakiwanie poległych. Powinniśmy raczej dziękować Bogu za to, że tacy ludzie żyli.” Cytat: Źródło: Ladislas Farago, Patton: Ordeal and Triumph Zdjęcie: US Army Pfc. Sidney Gutelewitz via Wikimedia Commons

 

” Niech Bóg zlituje się nad mymi wrogami, będzie im to potrzebne.” Cytat: G.S. Patton, Paul Donal Harkins, War as I knew it Zdjęcie: Wikimedia Commons

 

Aby solidnie streścić tak zwany „Cud pod Dunkierką”, czyli udaną ewakuację setek tysięcy żołnierzy Aliantów, zamkniętych w niemieckim okrążeniu na brzegu Kanału La Manche, należy rozpocząć opowieść na początku II Wojny Światowej.

Wielka Brytania na początku II Wojny Światowej

Gdy 1 września 1939 roku Niemcy napadły na Polskę, mimo nadziei Polaków na szybkie zakończenie konfliktu, Wielka Brytania i Francja nie rozpoczęły szerokiej ofensywy na zachodzie, lecz biernie czekały na kolejne ruchy Adolfa Hitlera. Ten okres nazywamy obecnie „dziwną wojną”, jako że wojna została przeciwko III Rzeszy była prowadzona jedynie na papierze.

Mimo wszystko Brytyjczycy wiedzieli, że prędzej czy później będą walczyć przeciwko Niemcom i byli pełni nadziei we własne siły zbrojne – w końcu ich marynarka była uważana za najsilniejszą na świecie, a i siły lądowe nie należały do słabych. Przed zbliżającym się konfliktem na Wyspach zapanował wręcz entuzjazm.

Defilada żołnierzy niemieckich w Oslo po zajęciu Norwegii
Autor nieznany, zbiory Norwegian Encyclopedia
Niemiecka ofensywa na zachodzie

Przeciwstawiając się agresji III Rzeszy na Norwegię, Wielka Brytania wysłała tam swoje wojska na wiosnę 1940. Niestety, Niemcy dosłownie po nich przejechali – agresorzy byli lepiej dowodzeni, lepiej wyposażeni i mieli większą wolę walki. Brytyjczykom brakowało sprzętu (zdarzały się przypadki braku broni, którą dosyłano za późno) a ich dowodzenie było niezwykle chaotyczne. Ostatecznie Niemcy zajęli Norwegię przy minimalnych stratach własnych, co dla dumnych wyspiarzy było zimnym prysznicem, z którego Alianci – chcąc wygrać wojnę – musieli wyciągnąć wnioski.

Biorąc na siebie odpowiedzialność za niepowodzenie tej operacji i wcześniejsze ustępstwa wobec Hitlera, 10 maja 1940 brytyjski premier Neville Chamberlain honorowo ustąpił ze stanowiska. Jego natychmiastowym zastępcą został Winston Churchill, którego pierwszy dzień urzędowania zbiegł się z dniem niemieckiej ofensywy na zachodzie. Jak wiemy z historii, była to niezwykle błyskotliwa i udana kampania – wspierane przez Luftwaffe niemieckie dywizje pancerne zdobyły Belgię i Holandię bez większego oporu, tym samym otwierając sobie drogę do inwazji na Francję.

Niemiecki bombowiec nurkujący Junkers Ju 87, który brał udział w ataku na Dunkierkę
Alianci w pułapce

Anglicy I Francuzi wysłali w kierunku Belgii 40 swych najlepszych dywizji, w tym cały Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Siły te miały jednak duży problem – Francuzom brakowało uzbrojenia, żywności, wyszkolenia, a nade wszystko morale, przez co nie prezentowali wybitnej wartości bojowej. Alianci mieli nadzieję powstrzymać agresora jeszcze w Belgii, zanim ten przedostałby się do Francji. Niemcy, jednak, przeszli przez Ardeny, czym totalnie zaskoczyli zachodnich strategów. Po rozbiciu nielicznych francuskich wojsk, niemieckie kolumny pancerne generała Guderiana rozpoczęły niepowstrzymany marsz na zachód, a następnie na północ w kierunku kanału La Manche. Już po dwóch dniach od przekroczenia granicy, pod Sedanem stanęło 7 niemieckich dywizji pancernych, które brutalnie zdusiły nikły opór nielicznych obrońców i wzięły do niewoli tysiące francuskich żołnierzy.

Brytyjczycy czekają na ewakuację z plaży pod Dunkierką
Autor nieznany, zbiory Imperial War Museum
Heroiczna obrona plaży i ewakuacja sił sprzymierzonych przez Kanał La Manche

Jak można się domyślić, III Rzesza miała na celu zamknięcie i zniszczenie broniących Belgii doborowych sił Aliantów. Anglicy i Francuzi znaleźli się w tragicznym niebezpieczeństwie – Niemcy atakowali zarówno od wschodu, jak i południa, od strony Francji. Mimo morderczego tempa odwrotu na zachód (50 km od 25 do 28 maja) wokół nich szybko i bezlitośnie zamykały się kleszcze niemieckiej machiny wojennej. Ostatecznie Alianci schronili się na plażach Dunkierki: niewielkiego portu w północnej Francji, gdzie za swoimi plecami mieli Kanał La Manche, a przed sobą – przeważające, zwycięskie siły III Rzeszy. Zachodni żołnierze dobrze wiedzieli, że jeśli nie zdarzy się cud, Dunkierka stanie się miejscem ich ostatniej bitwy.

Rozpoczęła się dramatyczna obrona plaży i portu przed natarciami niemieckiej piechoty. Jednocześnie, 26 maja rozpoczęto Operację Dynamo, czyli ewakuację wojsk sprzymierzonych drogą wodną przez Kanał La Manche. W operacji brało udział 851 jednostek – okrętów wojennych pod banderą Wielkiej Brytanii, Francji, Polski a także między innymi okręty holenderskie, belgijskie. Co ciekawe, do całej akcji przyłączyły się także niezliczone ilości kutrów, motorówek i innych prywatnych łodzi. Ich właściciele z własnej woli, mimo ogromnego niebezpieczeństwa ze strony niemieckiej marynarki i lotnictwa, ofiarnie zabierali na Wyspy uwięzionych pod Dunkierką żołnierzy.

Aby jednak ewakuacja się udała, Alianci musieli wytrzymać przytłaczające natarcia niemieckiej piechoty. Szczególnie krwawe żniwo wśród obrońców zbierała Luftwaffe, która bezlitośnie prowadziła ostrzał z powietrza. Przed totalną masakrą Aliantów uratowały myśliwce RAFu, które bohatersko powstrzymywały niemieckie Sztukasy. Brytyjskie siły powietrzne zapłaciły wysoką cenę za swój heroizm – nad Dunkierką straciły ok. 100 samolotów i 60 pilotów. Ogólnie w walkach nad Francją RAF stracił połowę swoich maszyn.

Ewakuacja z Dunkierki
Autor: Cundall, Charles Ernest, Art.IWM ART LD 305, Imperial War Museum
Klęska, a jednak cud

Ewakuacja zakończyła się 4 czerwca. Ogółem z portu i plaż uratowano ponad 340 000 ludzi, w tym 200 000 Brytyjczyków i 140 000 Francuzów, Belgów, oraz pozostałych żołnierzy sił sprzymierzonych. Brytyjskie dowództwo jeszcze przed rozpoczęciem Operacji Dynamo szacowało, że spod Dunkierki uda się uratować 10x mniej ludzi.

Straty Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego wyniosły ok. 30 000 żołnierzy zabitych i rannych, 40 000 wziętych do niewoli. Zniszczono ogromne ilości sprzętu, ponieważ wycofujący się Alianci nie chcieli zostawić nic Niemcom: stracono między innymi 76 tysięcy ton amunicji, 600 tys. ton paliwa, 1200 dział i 60 tys. pojazdów. Oprócz tego, Niemcy zdołali zniszczyć 6 niszczycieli i ponad 200 innych jednostek pływających. Tak ogromne straty były zadane w najmniej odpowiednim momencie i musiały zostać szybko odrobione.

Brytyjscy żołnierze po powrocie do kraju
Autor: Puttnam (Mr) and Malindine (Mr), zbiór Imperial War Museum
Tajemnicza decyzja Hitlera

Do tej pory niewyjaśniony pozostaje fakt, dlaczego, gdy niemieckie czołgi deptały po piętach i zbierały krwawe żniwo wśród obrońców, wydarzyła się rzecz niezwykła i jedna z największych tajemnic II Wojny Światowej – osobisty rozkaz Adolfa Hitlera odwołał dywizje pancerne. Brak ich uczestnictwa w późniejszych walkach o Dunkierkę prawdopodobnie przesądził o tym, że Alianci nie zostali tam zmasakrowani. Istnieje kilka hipotez próbujących wyjaśnić, dlaczego tak się stało:

  • Podobno Hermann Göring zapewnił Hitlera, że jego bombowce nurkujące wystarczą do zniszczenia okrążonych sił sprzymierzonych,
  • Hitler chciał oszczędzić swoje dywizje pancerne przed dalszą kampanią we Francji
  • Uchronienie wojsk Aliantów przed zniszczeniem mogło być upatrywane jako ostatnia szansa na negocjacje – jednak ta możliwość jest często odrzucana przez historyków.

Ewakuacja z Dunkierki kończyła nieudaną dla Aliantów kampanię zachodnią. Mimo ogromnych strat w sprzęcie, Operację Dynamo uznano za cud, bo cudem uniknięto katastrofy – ocaleli żołnierze mogli wrócić na Wyspy Brytyjskie i w przyszłości kontynuować walkę. Po upadku Francji, Wielka Brytania została na polu walki sama i jak pokazała historia, był to dla niej początek ciężkiej i długiej wojny.

Był rok 1816 kiedy skończyła się wojna pomiędzy Nepalem a Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską. Brytyjczycy zajęli część Nepalu, małego królestwa położonego w Azji Południowej, ponosząc bardzo duże straty podczas inwazji. Ich wrogowie, nepalscy wojownicy nazywani Gurkhami okazali się być niezwykle wytrzymałymi, odważnymi i skutecznymi przeciwnikami. Brytyjscy oficerowie byli pod wrażeniem ich waleczności i zaoferowali wybranym Gurkhom przyłączenie się do Kompanii i walkę pod sztandarami Wielkiej Brytani.

Gurkhowie podczas kontroli rynsztunku trzymający noże Kukri
Źródło: H. D. Girdwood [Domena publiczna], via Wikimedia Commons

200 lat później, ponad 3400 żołnierzy Gurkha wciąż służy w Armii Wielkiej Brytanii. Ich selekcja jest bardzo surowa – z reguły na 200 dostępnych miejsc jest 2800 chętnych. Przez ostatnie dekady walczyli oni w kilku wojnach, w tym obu Wojnach Światowych, na Falklandach, w Afganistanie itd. Ci ludzie są znani jako jedni z najlepiej wyszkolonych wojowników na świecie. Zdobyli reputację nieludzko odważnych, zdyscyplinowanych i lojalnych żołnierzy, których lękają się wrogowie. Gurkhowie są także znani z powodu swoich zakrzywionych noży bojowych – tzw. noży Kukri. W 2010 roku jeden Gurkha użył Kukri do odcięcia i zabrania głowy zabitego Taliba, aby potwierdzić jego tożsamość w bazie.

Brytyjscy Gurkhowie na Falklandach
Źródło: [Domena publiczna], via Wikimedia Commons
Wiele historii potwierdza skuteczność tych ludzi na polu bitwy. W Afganistanie, we wrześniu 2010 Diprassad Pun, sierżant służący w 2. Batalionie Gurkhów, będąc otoczonym przez Talibów samodzielnie obronił swój posterunek, zabijając przy tym 12 – 30 napastników.

Sierżant Pun pełnił wartę na dachu swojego posterunku, gdy zobaczył otaczających go Talibów uzbrojonych w AK-47 i granatniki ręczne. Gurkha był pewien swojej śmierci, jednak postanowił nie poddawać się i zabrać ze sobą tak dużo Islamistów jak się da. Ostatecznie starcie trwało mniej niż pół godziny, a sierżant Pun zużył 400 sztuk amunicji, 17 granatów ręcznych i jedną minę przeciwpiechotną Claymore. Gdy skończyła się mu amunicja, ostatniego Taliba znokautował trójnogiem karabinu maszynowego. Sierżant Diprassad Pun został odznaczony Krzyżem za Wybitną Odwagę, drugim w kolejności po Krzyżu Wiktorii odznaczeniu wojskowym Zjednoczonego Królestwa.

Diprassad Pun
Źródło: Ministersto Obrony, Zjednoczone Królestwo [CC0], via Wikimedia Commons
Kapitan Rambahadur Limbu był jednym z Gurkhów, którzy walczyli Konfrontacji indonezyjsko-malezyjskiej w latach 60. XX wieku. 21 listopada 1965 na Borneo kapitan (wtedy jeszcze starszy szeregowy) Limbu wr

az z 16 Gurkhami zbliżali się do wzgórza zajętego przez 30 indonezyjskich żołnierzy z ciężkim sprzętem. Dzielny Gurkha wziął ze sobą dwóch towarzyszy, aby przeprowadzić rekonesans blisko pozycji wroga. Niestety, szybko otworzono do nich ogień, a koledzy Limbu zostali trafieni i poważnie ranni. Gurkha zamiast cofać się, samotnie zaatakował wzgórze i za pomocą granatu wyeliminował obsługę ciężkiego karabinu maszynowego. Następnie czołgając się, wycofał się około 90 metrów i powiadomił swój oddział o pozycji nieprzyjaciela. To nie był jednak koniec jego walki, bo powrócił na pole bitwy jeszcze trzykrotnie – dwa razy po rannych towarzyszy i trzeci raz aby odzyskać swojego Brena. Na koniec nasz Gurkha ponownie zaatakował nieprzyjacielskie wzgórze, zabijając „wielu” indonezyjskich żołnierzy.

Kapitanowi Limbu przyznano Krzyż Wiktorii – najwyższe brytyjskim odznaczenie wojskowe, przyznawane za, cytując „przykładną odwagę, szczególny akt poświęcenia lub wyjątkowe oddanie obowiązkom w obliczu nieprzyjaciela”.

Rambahadur Limbu
Źródło: Jack1956 na angielskiej Wikipedii bądź CC-BY-SA-3.0, via Wikimedia Commons

5 marca 1945 roku oddział Gurkhów zbliżał się w kierunku japońskich pozycji na Birmie, kiedy dostał się pod ogień przeciwnika. Japończycy dysponowali ciężkimi karabinami maszynowymi, artylerią i wsparciem snajperskim. Brytyjski oddział był w poważnych tarapatach, a szczególnie krwawe żniwo zbierał japoński snajper. Wśród rozpaczliwie broniących się żołnierzy znalazł się jeden, strzelec Bhanbhagta Gurung z 2. Batalionu Gurkhów, który postanowił osobiście zlikwidować zagrożenie. Nie mógł strzelać z pozycji leżącej, więc mimo gradu pocisków wstał i spokojnie celując, zastrzelił wrogiego snajpera. Następnie sam przeszedł do kontrataku i samodzielnie wyczyścił cztery wrogie okopy, jeden po drugim, eliminując wroga za pomocą granatów i bagnetu. Przez cały ten czas znajdował się pod ostrzałem z japońskiego bunkra. Dzielny Gurkha, wciąż walcząc samotnie, zaatakował także i ten cel.

Bhanbhagta Gurung
Źródło: Autor nieznany [Public domain], via Wikimedia Commons
Gurung nie miał już granatów odłamkowych, więc w szczeliny konstrukcji wrzucił granaty dymne. Następnie korzystając z ograniczonej widoczności zabił każdego japońskiego żołnierza wewnątrz bunkra za pomocą swojego noża Kukri. Na koniec, już po zdobyciu fortyfikacji Gurkha wraz z trzema kolegami obronił bunkier przed japońskim kontratakiem.

Szeregowy Bhanbhagta Gurung został później odznaczony Krzyżem Wiktorii z rąk króla George’a VI w Pałacu Buckingham. Jego odwaga dorównywała tylko niezważaniu na własne bezpieczeństwo i trosce o resztę oddziału, a jego niezłomna zmotywowała resztę jego pułku, który zdobył odznaczenie bojowe „Tamandu” za walki na Birmie.

Wiele lat później synowie Gurunga także służyli w 2. Batalionie Gurkhów.

Jest wiele historii takich jak te trzy. Historia tych wojowników z Nepalu zawiera wiele chlubnych przykładów ogromnej, nieludzkiej odwagi, lojalności i poświęcenia. W trudnych momentach powinniśmy brać przykład z podejścia Gurkhów, ludzi którzy zawsze walczą do końca.

Pomnik Gurkhi przy brytyjskim Ministerstwie Obrony, Londyn
Źródło: Diliff lub CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Kompleks określany nazwą Wilczy Szaniec zajmował obszar ok. 250 ha. Składał się z około 200 budynków: schronów, baraków, dwóch lotnisk, dworca kolejowego, elektrowni, wodociągów, ciepłowni i dwóch centrali dalekopisowych. Betonowe ściany bunkrów miały kilka metrów grubości, aby dać możliwość przetrwania nieprzyjacielskiego ostrzału, lub nalotu. Bunkier Hitlera miał strop o grubości nawet 10 metrów i ściany o grubości do 8 metrów.

Przy budowie pracowało łącznie od 30 tys. do 50 tys. ludzi. Do 1944 roku pracowało tam ponad 2000 osób – w tym tylko 20 kobiet. Co ciekawe, Eva Braun (żona Hitlera) nigdy nie przebywała w Wilczym Szańcu.

Miejsce jego położenia wybrano nieprzypadkowo – był on wysunięty na tyle daleko na wschód, że na początku wojny nie groziły mu naloty Brytyjczyków. Jednocześnie można było z niego koordynować późniejsze działania zbrojne na froncie wschodnim.

Wilczy Szaniec był doskonale zamaskowany. Sprzyjało mu położenie: z jednej strony jest otoczony jeziorami, z drugiej lasami. Budynki zostały starannie zakamuflowane, a cały kompleks był dokładnie ogrodzony i nikt niepowołany nie mógł się do niego zbliżyć. O doskonałości maskowania może świadczyć fakt, że Wilczy Szaniec nigdy nie został zbombardowany.

Dzięki otaczającym kompleks lasom, budynki były praktycznie niewidoczne z powietrza. Jednak w zimie drzewa tracą liście, więc niemieccy inżynierowie pokryli zabudowania zaprawą z dodatkiem trawy morskiej, przywożonej specjalnie znad Morza Czarnego. Tym sposobem padający śnieg zatrzymywał się w zagłębieniach tynku i budynek sam się maskował.

Niemieckie dowództwo było tak pewne skutecznego ukrycia Wilczego Szańca przez wzrokiem postronnych, że po wybudowaniu tej kwatery, samoloty relacji Berlin – Moskwa latały właśnie nad Szańcem. Była to zagrywka psychologiczna, mająca pokazać światu że pod Kętrzynem na pewno nie ma żadnego obiektu wojskowego.

„Wolfsschanze” na początku istnienia służył Adolfowi Hitlerowi jako miejsce dowodzenia podczas Operacji Barbarossa, czyli niemieckim ataku na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. Niemiecki dyktator znalazł się tam po raz pierwszy już 24 czerwca, czyli dwa dni po rozpoczęciu wojny z niedawnym sojusznikiem.

W miarę postępów na froncie rosyjskim, Niemcy zbudowali następną kwaterę dla Hitlera na Ukrainie, ale nie był to już taki inżynieryjny majstersztyk jak kompleks na Mazurach. Wilczy Szaniec pozostał ulubioną kwaterą polną führera, który (z przerwami) przebywał tam przez ponad 800 dni: od czerwca 1941 do listopada 1944 roku. Pod koniec wojny Niemcy tracili podbite ziemie na froncie wschodnim, więc 20 listopada 1944 kwaterę przeniesiono do Zossen pod Berlinem.

Hitler przemieszał się do Wilczego Szańca drogą lotniczą, bądź pociągiem Berlin – Kętrzyn. Trasę pociągu führera często zmieniano w ostatniej chwili i trzymano ją w tajemnicy, ponieważ obawiano się zamachu na jego życie. Jak się okazało, ten zwyczaj co najmniej raz go uratował: wiosną 1942 polscy partyzanci dowiedzieli się o planowanym przejeździe pociągu Hitlera i przeprowadzili akcję dywersyjną, mającą na celu wykolejenie składu. Źródła wskazują, że plan udał się, jednak z powodu zmiany trasy podróży wodza III Rzeszy, omyłkowo wykolejono zwykły pociąg relacji Królewiec – Szczecin w którym znajdowało się 430 Niemców.

To w Wilczym Szańcu miał miejsce słynny zamach na Hitlera, kiedy to 20 lipca 1944 roku pułkownik Claus Schenk von Stauffenberg podłożył bombę w pomieszczeniu, gdzie odbywała się narada najwyższych rangą dowódców Wehrmachtu. Plan nie powiódł się, ponieważ panująca tego dnia wysoka temperatura wymusiła przeniesienie narady z betonowego bunkra do lekkiego baraku i fala uderzeniowa nie zatrzymała się na ścianach konstrukcji, lecz rozproszyła się, jednocześnie słabnąc. Dodatkowo, führera przed wybuchem osłonił gruby dębowy stół i ostatecznie niemiecki dyktator został tylko lekko ranny, a Stauffenberga i resztę konspiratorów natychmiast pojmano i rozstrzelano.

Oprócz Hitlera, w Wilczym Szańcu pojawiali się także inni nazistowscy dygnitarze: między innymi Hermann Göring, Heinrich Himmler, Joseph Goebbels, Fritz Todt i Albert Speer.

Gdy Niemcy wycofywali się z Mazur, postanowili wysadzić Wilczy Szaniec. Do zniszczenia kompleksu zużyto prawdopodobnie 8 ton trotylu.

Teren wokół Wilczego Szańca całkowicie rozminowano dopiero w 1955 roku. Saperzy musieli uporać się z 54 000 minami na 72 ha lasu i 52 ha gruntów.

Obecnie Wilczy Szaniec jest atrakcją turystyczną, odwiedzaną rocznie przez ponad 250 000 ludzi. Zachęcamy do zobaczenia kompleksu na własne oczy. Poniżej znajduje się mapka i link do strony Lasów Państwowych z informacjami dla turystów.

Urodzony w wieku 1682 roku, młody Karol został królem Szwecji już w wieku 15 lat. Władca miał wygląd prawdziwego skandynawskiego wikinga – był to jasnowłosy olbrzym o dużej sile fizycznej i jak miało się później okazać, o podobnym do wikingów podejściu do prowadzenia polityki podbojów. Jako wojownik odznaczał się bezwzględnością i niespotykanym męstwem, lecz przede wszystkim był niezwykle utalentowanym dowódcą, zdolnym wręcz dokonywać cudów na polu walki.

Król Szwecji Karol XII Wittelsbach
Obraz: Hyacinthe Rigault via Wikimedia Commons

Karol odziedziczył państwo o statusie europejskiego mocarstwa, u szczytu swojej militarnej potęgi. W 1699 Dania, Saksonia i Rosja zawarły sojusz wymierzony przeciwko hegemonii Szwecji. Karol zamiast ograniczyć się do obrony, postanowił po kolei eliminować swoich nieprzyjaciół i najpierw błyskawicznie pokonał Danię, a następnie bez wahania przerzucił swoje siły w kierunku wschodnim na Inflanty, idąc na ratunek oblężonej przez Rosjan twierdzy Narwa.

Armia szwedzka która nadeszła nad Narwę liczyła ok. 10 tysięcy ludzi. Przeciwko sobie miała prawie 40-tysięczną armię rosyjską, jednak mające tak ogromną przewagę liczebną siły cara były gorzej wyszkolone, gorzej zaopatrzone, a do tego dowodzone przez francuskich oficerów, którzy najczęściej nie rozumieli się ze swoimi podkomendnymi. Karol XII bardzo umiejętnie porozdzielał źle dowodzone skrzydła nieprzyjaciela i wygrał całą bitwę, totalnie miażdżąc armię rosyjską, tracąc przy tym zaledwie kilkuset żołnierzy. Rosjanie stracili 15 tysięcy ludzi (!), wszystkie chorągwie i wszystkie działa.

Rosjanie kapitulują pod Narwą przed Karolem XII
Obraz: Gustaf Cederström via Wikimedia Commons

Podobna sytuacja wydarzyła się również w 1701 roku pod Dźwiną, gdzie szwedzki władca pokonał połączone wojska sasko – rosyjskie pod dowództwem feldmarszałka Adama Henryka von Steinau. Tym sposobem po obu tych bitwach narodziła się legenda Karola jako genialnego dowódcy, który cieszył się ogromnym zaufaniem swoich ludzi. Jednocześnie niedługo później młody władca popełnił swój największy błąd polityczny, który długofalowo kosztował Szwecję pozycję mocarstwa – zamiast ścigać i ostatecznie pokonać Rosję, Karol zdecydował się na wyeliminowanie z wojny Sasów.

W 1702 roku pod Kliszowem armia szwedzka, która jeszcze 100 lat wcześniej była „rozjeżdżana” przez polską husarię, bez problemu rozbiła wojska sasko – polskie. Przez następne lata Karol metodycznie rozbijał punkty oporu Sasów, a w 1706 roku zmusił do abdykacji Augusta Mocnego.

Bitwa pod Połtawą
Obraz: Pierre-Denis Martin via Wikimedia Commons

Po rozprawieniu się z Sasami, Karol zwrócił swoje oczy w kierunku Rosji i rozpoczął marsz na Moskwę. Dla 30-tysięcznej armii szwedzkiej kampania od początku nie toczyła się po ich myśli: najpierw na pograniczu Mazowsza i Litwy ludzie Karola byli mocno szarpani przez rdzenne plemię Kurpiów, przez co Szwedzi stracili ok. 1000 ludzi i tysiące koni. Następnie powstrzymała ich bezlitosna rosyjska zima i strategia spalonej ziemi, którą kierowali się wycofujący się Rosjanie (100 lat później w taką samą pułapkę wpadł Napoleon Bonaparte). Szwedzi cierpieli z powodu mrozów, braku pożywienia i upadających morale. Po przegranej bitwie pod Leśną, w 1708 roku Karol skierował się ku Ukrainie, aby podjąć próbę utworzenia sojuszu z Kozakami hetmana Iwana Mazepy. Historycy opisali przerażenie ukraińskiego hetmana, gdy ten dowiedział się o nadciągających Szwedach. Miał wypowiedzieć wtedy słowa „teraz zginiemy obaj, on i ja!” – w pewnym sensie tak też się stało (Mazepa zmarł krótko po późniejszej ucieczce do Turcji).

Karol XII i Iwan Mazepa po Bitwie pod Połtawą
Obraz: Gustaf Cederström via Wikimedia Commons

W 1709 roku miała miejsce słynna Bitwa pod Połtawą, gdzie odbudowana przez Piotra I, mająca ogromną przewagę, dobrze zaopatrzona i wypoczęta armia rosyjska pokonała szwedzko – kozackie siły Karola XII. Wittelsbach zdołał uciec z pogromu i zdołał schronić się w Turcji, którą namówił na wojnę z Rosją, następnie wygranej przez Turcję. W 1713 roku Karol w przebraniu przedostał się z powrotem do Szwecji.

Wojna przeciwko koalicji antyszwedzkiej trwała, a Karol zdecydował się zaatakować należącą do Danii Norwegię. W 1718 roku podczas oblężenia twierdzy Fredrikshald zginął na miejscu po trafieniu w głowę kulą karabinową wystrzeloną przez jednego z obrońców.

Ciało Karola XII, widoczna rana postrzałowa otrzymana pod Fredrikshald. Zdjęcie z 1917 roku.

Śmierć Karola XII Wittelsbacha zakończyła erę hegemonii Szwecji na północy Europy. Był on ostatnim władcą absolutnym, ostatnim władcą – wojownikiem, który kontynuował politykę podbojów rozpoczętą przez swoich poprzedników. Armia szwedzka nigdy potem już nie odzyskała swojej siły i wielkości, jaką prezentowała za rządów Karola, a jego geniusz wojskowy jest często wspominany przez współczesnych historyków, a także w dziełach artystycznych. Poniżej znajduje się jeden z utworów szwedzkiego zespołu metalowego Sabaton z ich płyty „Carolus Rex” opowiadającej historię Karola XII.

https://youtu.be/Cp7GcsICRfs

Krótka historia Japonii

Historia Japonii to przeplatające się ze sobą czasy wojny i pokoju. Przez stulecia okresy stabilizacji były przerywane przez konflikty pomiędzy rodami rozsianymi po całym Kraju Kwitnącej Wiśni. Wedle legend, Japonia jako państwo powstała w VII wieku p.n.e. gdy kraj połączył cesarz Jimmu. Jednakże, z biegiem czasu rosła władza majętnych i ambitnych japońskich rodów, co umniejszało rolę kolejnych cesarzy. W tamtym czasie wykształciła się kasta wojowników, nazwanych samurajami. Byli to przedstawicieli wyższej klasy społecznej, często właściciele ziemscy, którzy swoje życie poświęcali nauce sztuki wojennej. Najpotężniejsi z nich – szoguni, zaczęli sięgać po faktyczną władzę w Japonii. Pierwszym z nich był Yoshinaka Minamoto, który ustanowił szogunat Kamakura i rozpoczął okres bakufu, czyli rządów dowódców wojskowych oparty na systemie feudalnym.

 

 

Na początku XVII wieku ród Tokugawa przejął władzę w Japonii i ustanowił swój szogunat. Zyskał on praktycznie nieograniczoną władzę, cesarza sprowadzając do roli marionetki. Tokugawa wprowadzili politykę izolacjonizmu – odrzucono wszelkie wpływy zachodnie. W tamtym okresie, noszącym nazwę Edo, w Japonii nastąpił szybki rozwój kultury i religii, jednak kraj był osłabiony gospodarczo i militarnie. Japonia zaczęła powoli przyciągać uwagę światowych mocarstw, wyposażonych w nowoczesne technologie, w tym broń.

Jednocześnie w społeczeństwie, głównie wśród średniej klasy samurajów, rósł sprzeciw przeciwko rządom szoguna. Pro-cesarskie stronnictwo widziało zagrożenia, jakie niosła za sobą polityka Tokugawy. Większość z nich nienawidziła cudzoziemców, jednak zdawali sobie oni sprawę z potrzeby radykalnych zmian w Kraju Kwitnącej Wiśni, aby technologicznie dorównać Europejczykom i Amerykanom.

Samurajowie z prowincji Satsuma z klanu Chosyu podczas Wojny Boshin
Zdjęcie: Felix Beato, źródło: Wikimedia Commons

Tak więc pod koniec 1867 roku ostatni szogun – Yoshinobu Tokugawa – ustąpił ze stanowiska, a w 1869 klan Tokugawa przegrał z siłami pro-cesarskimi wojnę o panowanie w Japonii (Wojnę Boshin). Po wielu stuleciach władza trafiła w ręce cesarza, młodego Mutsuhito. Nastąpił okres radykalnych zmian w płaszczyźnie politycznej, gospodarczej i społecznej, nazwany po latach Restauracją Meiji. Reformy cesarza uprzemysłowiły kraj, zreformowały administrację, system monetarny, sądownictwo. Zniesiono system feudalny i wprowadzono powszechny obowiązek służby wojskowej a sama armia została zmodernizowana na kształt zachodni, zarówno pod względem uzbrojenia, jak i organizacji i sposobu walki. Szczególnie wzorowano się na wzorcach pruskich w przypadku armii lądowej i brytyjskich, gdy chodziło o japońską marynarkę. Ponadto, japońskie społeczeństwo zaczął obowiązywać nowy podział na klasy, na czym najwięcej zyskali przedstawiciele gminu którzy zyskali prawa zarezerwowane wcześniej dla warstwy rządzącej.

Jak widać, reformy te oznaczały koniec pewnej epoki w dziejach Japonii i koniec panowania samurajów – zarówno w strukturach państwa, jak i na polu walki. Nagle ci dumni wojownicy, którzy poświęcili całe swoje życie na naukę sztuki wojennej, musieli odnaleźć się w nowej, nowoczesnej Japonii, gdzie samurajski kodeks Bushido miał zostać zapomniany i zmarginalizowany. Wielu z nich popadło w nędzę i zostało odsuniętych od wysokich stanowisk. W 1876 roku samurajom zakazano noszenia dwóch mieczy, co było dla nich absolutnym upokorzeniem. Kasta wojowników, choć często widziała potrzebę unowocześnienia państwa, nie chciała pozwolić na upadek wartości charakteryzujących ich niedawną rzeczywistość. Obserwowali zanik starojapońskiej tradycji, kultury i religii a także kodeksu wojownika który wyznawali.

W 1877 roku zbuntowani przeciwko nowej władzy samurajowie z Satsumy rozpoczęli powstanie, na którego czele stanął Saigo Takamori – jedna z najważniejszych postaci Restauracji Meiji i niedawny zaufany cesarza. Saigo przez lata był zaufanym doradcą Mutsuhito, jednak nie poddawał sie bezmyślnie zachodniemu stylowi życia. Szanował zachodnie osiągnięcia technologiczne i uważał, że Japonia powinna z nich korzystać. Z drugiej strony chciał pozostać wiernym japońskiej tradycji i kulturze i obawiał się, że japońskie społeczeństwo powoli będzie przejmować niewłaściwe wpływy kultury zachodniej. Takamori chciał współtworzyć silną Japonię, jednak nie był zwolennikiem centralizacji władzy i postępującej biurokracji. Został zmuszony do opuszczenia otoczenia cesarza i powrotu do rodzinnej Satsumy, gdzie stanął na czele rebelii.

Film „Ostatni Samuraj” odnosi się właśnie do Powstania w Satsumie. Chociaż kultura i zwyczaje samurajów są tam pokazane przepięknie, to ich uzbrojenie podczas Rebelii nie ograniczało się do broni białej i walki w zwarciu. Wojska Takamoriego liczyły około 12 000 osób i posiadały nowoczesną broń palną oraz armaty. Problem polegał na tym, że decydując się na rozpoczęcie Powstania, samuraje z Satsumy mieli tylko ok. 100 nabojów na głowę, pieniądze na miesiąc walk i zerowe wsparcie logistyczne. Pod koniec powstania, wojownicy Takamoriego rzeczywiście rzucali się z mieczami do walki z wojskami Cesarza uzbrojonymi w broń palną. Przeciwko armii powstańczej Cesarz wystawił 90 000 świetnie wyposażonego regularnego wojska ze 100 armatami.

Bitwa pod Shiroyamą
Obraz z 1880 roku, źróło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Opis uzbrojenia i opancerzenia samurajów

Warto poświęcić chwilę na opis tradycyjnego uzbrojenia samuraja, pomijając tutaj broń palną. Głównym atrubutem japońskich wojowników były oczywiście jego miecze – dłuższy (katana) i krótszy (wakizashi). Katana była używana w walce, a wakizashi do odcinania głów pokonanych wrogów i rytualnego seppuku. Miecz symbolizował honor samuraja i był traktowany z czcią i szacunkiem. Proces jego wytworzenia był niemalże religijną ceremonią, a każdy miecz oznaczony był symbolicznym rysunkiem nadanym przez mistrza, który go stworzył. Na polu bitwy posługiwano się także włócznią i łukiem. Co ciekawe, każdy samuraj posiadał w swym kołczanie jedną strzałę podpisaną imieniem i nazwiskiem jej posiadacza. Ułatwiała ona późniejszą identyfikację zwłok i służyła jako trofeum. Samurajskie pancerze zmieniały się przez stulecia, jednak pod koniec przyjęły one formę zbroi z połączonych płytek. Było to o tyle praktyczne, że była ona neutralna dla temperatury ciała i umożliwiała swobodne poruszanie się podczas walki. Zbroja była otoczona dużą czcią i przekazywano ją z ojca na syna. Noszono także hełm (kabuto), zrobiony z metalowych płatów pokrytych ceramiką, z ruchomą osłoną karku i przyłbicą, bądź maską chroniącą twarz wojownika.

Samuraj w pełnym opancerzeniu Źródło: Terry Bennett, via Wikimedia Commons

Samurajowie kierowali się Kodeksem Bushido, czyli zbiorem reguł wedle których wojownik miał postępować zarówno w życiu, jak i podczas walki. Jego pryncypia to prawość i sprawiedliwość, odwaga i wytrwałość, dobroć i współczucie, uprzejmość, prawdomówność, samokontrola i samodoskonalenie, wierność, honor i szacunek dla przodków i tradycji. Sens Bushido oznaczał sens zrozumienia istoty śmierci i poddanie się jej bez strachu w odpowiednim momencie.

Wojna Seinan

15 lutego 1877 roku wojska Satsumy wyruszyły w kierunku Tokio, aby „spytać się” rząd o jego ostatnie posunięcia. Rozpoczęła się Wojna Seinan, a jej pierwszym przystankiem była twierdza Kumamoto, która znajdowała się w rękach wojsk wiernych Cesarzowi. Dzięki swemu położeniu i ufortyfikowaniu Kumamoto było jedną z najpotężniejszych japońskich fortec. Twierdza była broniona przez ok. 4400 (3800 żołnierzy z poboru i 600 policjantów) ludzi pod dowództwem generała Taneki. Takamori zamierzał szybko zdobyć Kumamoto i iść dalej w stronę Tokio, jednak jego plan się nie powiódł. Wymiana ognia między obleganymi, a oblegającymi rozpoczęła się 19 lutego, a 22 lutego powstańcy przypuścili szturm na zamek. Po całodniowych walkach forteca pozostała niezdobyta, choć obrońcy ponieśli wtedy duże straty. Takamori zdecydował się zamknąć pierścień oblężenia i czekać na samobójczy wypad, bądź kapitulację obrońców. Niestety, stracił w ten sposób dużo czasu i już 9 marca oddziały rządowe przypuściły desant na Kagoshimę, miasto portowe na południe od stanowisk powstańców, tym samym zachodząc ich od tyłu. Po zdobyciu przyczółka, część armii cesarskiej pod dowództwem generała Yamagaty Aritomo wyruszyły pod Kumamoto i przerwały oblężenie twierdzy. Saigo Takamori także podzielił swoją armię i wysłał kilkanaście tysięcy żołnierzy na północ, aby przejąć tamtejsze szlaki komunikacyjne.

Oddziały te napotkały wroga i stoczyły (przełomową dla całej wojny) bitwę pod Tabaruzaką. Starcie było niezwykle krwawe i skończyło się śmiercią w sumie około 8000 ludzi, czyli 1/3 całego stanu osobowego obu armii. Armia cesarska miała podczas bitwy ogromną przewagę w sile ognia, a na dodatek padający deszcz zalał wiele karabinów Enfield, którymi posługiwali się powstańcy. Jednakże morale samurajów z Satsumy były wysokie i nawet tonąc w błocie skutecznie walczyli za pomocą broni białej. Ostatecznie po 11 dniach bitwy siły cesarskie zaszły obrońców z flanki i niedobitki powstańców były zmuszone wycofać się. Od tej pory dla sił Saigo Takamoriego wojna zmieniła się w bezustanny odwrót na całym froncie. Sytuację próbowali ratować samuraje, którzy prowadzili wojnę partyzancką przeciwko siłom Cesarza. Saigo wiedział, że wygrana wojna była już niemożliwa i chciał walczyć do samego końca. W czerwcu 1877 roku odesłał większość swojej armii na półwysep Osumi (niedługo potem ci ludzie zostali doścignięci i pokonani przez siły cesarskie), a sam z resztą sił przedarł się do Miyazaki nad Pacyfikiem. Niedługo potem jego oddziały liczyły około 3000 ludzi, a idących ich tropem żołnierzy było sześć razy więcej. Podczas tego trudnego czasu bezustannego odwrotu Saigo Takamori przedarł się z powrotem w rejon Kagoshimy.

Saigo Takamori wraz z oficerami
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Bitwa pod Shiroyamą

Ostatnia bitwa Wojny Seinan, a jednocześnie walka ostatnich w historii samurajów rozegrała się na zboczach góry Shiroyama w pobliżu Kagoshimy. 500 pozostałych powstańców okopało się na jej zboczach, jednak brakowało im dosłownie wszystkiego – jedzenia, leków, amunicji. Zostali szybko otoczeni przez siły rządowe w sile 30 000 ludzi, a ich dowódca, wspomniany wcześniej generał Yamagata Aritomo napisał list do Saigo Takamoriego, w którym prosił go o zawieszenie broni. W liście wyrażał się o Saigo jako o człowieku honoru i napisał że dobrze rozumie motywy kierujące starym samurajem, gdy ten zdecydował się podjąć walkę o przyszłość Japonii. List pozostał bez odpowiedzi.

Następnego dnia, czyli 24 września 1877 roku nad ranem wojska cesarskie przypuściły ostateczny szturm na Shiroyamę. Samuraje Saigo z mieczami w dłoniach bronili się z nieludzką odwagą, ginąc w walce z sześciokrotnie liczniejszym i lepiej wyposażonym przeciwnikiem. Po ponad godzinie walki żyło już tylko 40 z nich, w tym wódz Saigo Takamori wokół którego skupiło się kilku jego najlepszych przyjaciół i najlepszych wojowników jego, niegdyś wielkiej armii. Jak przystało na prawdziwych samurajów, zdecydowali się na ostatni atak w dół zbocza gdzie chcieli godnie spotkać się ze śmiercią. Podczas szarży Takamori otrzymał postrzał w udo, zdołał jednak usiąść i z pomocą przyjaciela Beppu Shinsuke przygotował się do rytualnego Seppuku. Saigo spojrzał spokojnie na wschód, a następnie wbił sobie w brzuch swój miecz wakizashi. Shinsuke jednym ruchem obciął głowę swego przyjaciela i wodza, kończąc tym samym życie ostatniego wielkiego samuraja w dziejach Japonii. Wojna Seinan dobiegła wtedy końca.

Po latach wielki Saigo Takamori został rehabilitowany przez cesarza i nazwany bohaterem narodowym. Wraz ze swoimi ludźmi stanął do beznadziejnej walki w obronie wartości, które uznawał za słuszne i dobre dla przyszłych pokoleń. Saigo został uznany za symbol honoru, odwagi i poświęcenia, a wraz ze śmiercią jego i jego ludzi umarła dawna Japonia, której bronili do samego końca.

Trening samurajów, z przodu fikcyjna postać Ujio
Film „Ostatni Samuraj” Edwarda Zwicka
Egzekucja Jana Husa
Wikimedia Commons

Rewolucja religijna nad Wełtawą

W Europie, na przełomie XIV i XV wieku miała miejsca tzw. Wielka Schizma, czyli konflikt o władzę dwóch papieży (jednego – rzymskiego i drugiego, który rezydował w Awinionie). Okres ten, gdzie sama wiara była ważna mniej od polityki, odsunął od Kościoła wielu wiernych, zgorszonych postępowaniem katolickich hierarchów. Do głosu zaczęły dochodzić ruchy reformatorskie, a jednym z nich był czeski profesor i kaznodzieja Jan Hus. Człowiek ten opierając się na poglądach radykalnego oksfordzkiego teologa Jana Wiklefa twierdził między innymi, że nabożeństwa powinno się prowadzić w języku czeskim, komunię przyjmować pod dwoma postaciami, sam Kościół powinien powrócić do wczesnych surowych zasad chrześcijaństwa, a za jedyne kryterium wiary uznawał Biblię. Jak można się domyślić, nauczania Husa nie przysporzyły mu zwolenników w strukturach Kościoła. Został on jednak wezwany na Sobór w Konstancji, gdzie mimo posiadania listu żelaznego, został spalony na stosie po wyreżyserowanym procesie.

W Czechach wrzało. Większość społeczeństwa popierała „husytów”, a król Wacław IV próbował nieudolnie zapanować nad nerwową atmosferą w kraju, jednak wynikiem tego była eskalacja konfliktu i 30 lipca 1419 roku Czechy ogarnęła insurekcja. Konfiskowano dobra kościelne, a duchowni byli wypędzani ze swoich parafii i okradani.

Narodziny Taboru

Gdy kraj stał na skraju wojny domowej, zaczęły tworzyć się wojska polowe Husytów, nad którymi dowodzenie obejmowali hetmani. Najwybitniejszym z nich był słynny Jan Žižka, hetman polny wywodzący się z radykalnego nurtu husytyzmu wyznawanego przez tzw. Taborytów. To właśnie on, dowodząc Taborem w marcu 1925, mając przed sobą przeważające siły katolickiego możnowładcy Bohuslava ze Švamberka, podczas bitwy użył połączonych ze sobą wozów taborowych zza których broniła się piechota. Nowa taktyka odniosła duży sukces i Žižka zawalczył w ten sposób także niedługo później, pod Sudomerem, gdzie o stworzony przez Czechów wagenburg rozbiły się szarże ciężkozbrojnego rycerstwa, w tym strasznych Joannitów. Jeźdźcy byli powstrzymywani przez grad kul i bełtów wypuszczanych zza taboru, a nawet jeśli nielicznym udawało się dostać w pobliże wozów,byli eliminowani przez załogi wozów. Dodatkowo, szarże utrudniała głęboka mgła, przez którą rycerze tratowali się nawzajem. Ten sposób walki utrwalił się i był stosowany ze brutalną skutecznością przez następne lata przez siły zbrojne Husytów.

Bitwa pod Czerwoną Górą 1428. Widoczna szarża ciężkozbrojnego rycerstwa na husycki tabor.
Robert Hauk via Wikimedia Commons

Głównym i najniebezpieczniejszym przeciwnikiem ówczesnych armii husyckich była ciężkozbrojna jazda. Jej miażdżącym szarżom Czesi opierali się broniąc się zza osłony zapewnianej przez wozy bojowe, oddając w kierunku rycerzy salwy z kusz, a także broni palnej – rusznic i hakownic. Podczas walki wręcz używano mieczy, kordów, cepów i sulic (długich broni drzewcowych, skutecznych przeciwko konnicy). Na załogę jednego wozu bojowego składało się dwóch strzelców z rusznicami, sześciu kuszników, czterech cepników, czterech kopijników, dwóch woźniców i dwóch pawężników. Załoga i wyposażenie wozu sprawiały, że podczas szarży nieprzyjaciela mógł on szybko wystrzelić w jego kierunku śmiercionośny grad strzał i kul, a jeśli przeciwnik zdołał dojść do wozu, jego załoga broniła się zarówno na nim, jak i pod nim – często pod wozem leżał człowiek, którego zadaniem było przecinanie nóg rycerskich koni. To wszystko sprawiało, że atak XV-wiecznej kawalerii na husycki wagenburg często był skazany na porażkę. Rycerze mieli szansę w starciu z taborem lub sierotkami tylko wtedy, gdy ich szarża zaskakiwała Czechów podczas marszu, a wozy nie były ze sobą spięte.

„Zza śląskich pawęży wyjrzały kusze i piszczały. Haugwitz ryczał do ochrypnięcia, zabraniał strzelać, nakazywał czekać. To był błąd. Z husyckich wozów, gdy zbliżyły się na trzysta kroków, wypaliły taraśnice, o pawęże załomotał grad kul. Za chwilę z sykiem poleciała na Ślązaków gęsta chmura bełtów. Padli zabici, zawyli ranni, linia pawęży zachwiała się, śląscy piechurzy odpowiedzieli ogniem, ale bezładnym i niecelnym. Strzelcom trzęsły się ręce. Bo na komendę Bleha taborycki huf przyspieszył kroku. A potem zaczął biec. Z dzikim wrzaskiem na ustach. – Nie dostoją… – w głosie Błażeja z Kralup zabrzmiało najpierw niedowierzanie, potem nadzieja. A potem pewność. – Nie dostoją! Bóg z nami! Choć wydawało się to nie do wiary, śląska linia rozpadła się nagle jak zdmuchnięta wiatrem. Cisnąwszy pawęże i dzidy, kmieca piechota jak jeden mąż rzuciła się do ucieczki.”

Fragment z książki Andrzeja Sapkowskiego „Boży Bojownicy”

Husyci gromią katolickie wojska

W sierpniu 1419 zmarł król Wacław IV, a czeski tron przyjął Zygmunt Luksemburski. Znanego z niechęci do husytyzmu króla w Czechach poparła jedyna katolicka mniejszość. W celu pacyfikacji heretyckiego kraju, Luksemburczyk w 1420 roku zorganizował wyprawę krzyżową, podczas której licząca 30 000 ludzi katolicka armia podeszła pod Pragę, której broniło 9 000 Husytów pod wodzą genialnego Žižki. Czeski hetman zdołał związać walką siły najeźdźców i następnie 14 lipca rozgromić je w otwartym boju. Przez następne lata na terytorium Czech poprowadzono jeszcze trzy krucjaty i kilka mniejszych wypraw – każda z nich została zdecydowanie odparta przez husyckie wojska, które z kolei w odwecie przeprowadzały wyprawy na terytorium państw ościennych, głównie na śląskie katolickie księstwa. Krótko mówiąc – sąsiedzi Czechów przez dłuższy czas dostawali od nich niezłego łupnia.

Osławiony zwycięstwami Jan Žižka był bliski przejęcia władzy w kraju, jednak w 1423 roku niezadowolony ze zbyt radykalnego podejścia swych towarzyszy broni opuścił Tabor i założył własne wojska polowe. Po jego śmierci 1424 jego niedawni podwładni nie wybrali nowego hetmana, a sami nazwali siebie Sierotkami. Od tamtej pory siły zbrojne Husytów składały się z dwóch, niezależnie od siebie operujących armii.

Walka o tabor pomiędzy husycką a katolicką piechotą
Jan Goth via Wikimedia Commons

Katolicy nie byli w stanie skruszyć sił Husytów, które niezmordowanie odpierały każdą z wypraw prowadzonych na ich ziemie. Niemieckie i śląskie rycerstwo ginęło pod cepami czeskiej piechoty. Najbardziej znamienną z krucjat była czwarta z nich, dowodzona przez margrabię brandenburskiego Fryderyka, który wkroczył do Czech w lecie 1431 roku. Armia nie miała sprecyzowanych planów operacyjnych, więc najpierw podeszła pod zamek Tachov, porzuciła oblężenie po kilku dniach i ostatecznie obległa Domažlice. Pod miasto szybko dotarła odsiecz wojsk husyckich. Na sam ich widok, katolickie wojska ogarnęła totalna panika i dumni krzyżowcy rozpoczęli desperacką ucieczkę w stronę granicy. Ścigani i rąbani przez czeską konnicę, rycerze pojęli, że Taboru i Sierotek nie pokona się w otwartym polu.

Gdy zawiódł oręż, sędziwy Zygmunt Luksemburski postanowił użyć podstępu i dyplomacji. Chciał wykorzystać fakt, że w ciągu dekady wojny, społeczeństwo czeskie cierpiało głód, niedostatek, wzrost cen, epidemie chorób itd. Negocjacje z Kościołem Katolickim wykreowały podziały wśród Husytów i coraz więcej Czechów miało ochotę przystać na warunki Luksemburczyka, co oznaczało oczywiście jego powrót na tron i odrzucenie przez Czechów artykułów praskich. Przeciwko układom z Katolikami opowiadali się słynni Boży Bojownicy, czyli Taboryci i Sierotki, którzy odrzucili złożoną im ofertę, na mocy której mieli otrzymać łaskę, lecz strzec przez Turkami granicy na Węgrzech.

Początek końca

Chcąc przejąć inicjatywę, Tabor i Sierotki pod dowództwem słynnego Prokopa Wielkiego obległy Pilzno, bogate katolickie miasto, którego zajęcie miało być mocną kartą przetargową w negocjacjach toczących się między Husytami, a Kościołem. Niestety dla nich, w międzyczasie czeski kler doszedł do porozumienia z Rzymem. Większość Czechów uznała zwierzchnictwo papieża i odwróciło się od husyckich radykałów. Od tamtego momentu Husyci stracili inicjatywę w tej czeskiej wojnie domowej. W maju 1434 roku oddział kalikstynów (umiarkowany odłam Husytów) przemycił zapasy dla oblężonego przez radykałów katolickiego Pilzna. Tabor i Sierotki musieli porzucić oblężenie i wycofać się.

„Pochyliwszy kopie, tysiąc sto koni żelaznej jazdy ruszyło do natarcia. Ziemia zaczęła drżeć. Bleh i Zygmunt z Vranova migiem zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Na ich rozkaz taborycka piechota błyskawicznie zwarła się w osłoniętego pawężami jeża. Wozy obrócono bokami, zza opuszczonych burt wyjrzały paszczęki hufnic. (…) Jazda wzniosła bojowy okrzyk i poszła we wstrząsający ziemią galop. Taboryci, choć rosły im w przerażonych oczach salady i żelazne naczółki koni, odpowiedzieli zuchwałym wrzaskiem, zza pawęży wychynęły i pochyliły się setki glewi, alszpisów, rohatyn, wideł i gizarm, wzniosły się setki halabard, cepów i morgensternów. Gradem poleciały bełty, huknęły piszczały i hakownice, gruchnęły i plunęły siekańcami hufnice. Śmiercionośna salwa skotłowała joannitów Ruprechta, raniąc i płosząc konie przyhamowała jazdę z Ziębic i Oławy.”

Fragment z książki Andrzeja Sapkowskiego „Boży Bojownicy”

Armie polowe Husytów podeszły pod Pragę, jednak spodziewając się bitwy z wojskami Katolików i Kalikstynów, wycofały się i zajęły dogodne pozycje między miejscowościami Český Brod, a Kouřim, na wzgórzu, pod którym leżała wieś Lipany. Obie armie stanęły naprzeciw siebie i zaczęły szykować się do boju, który miał rozstrzygnąć o przyszłości Czech.

Ostatnia bitwa Husytów

Taboryci, pod dowództwem Prokopa Wielkiego zbudowali obóz składający się z połączonych ze sobą 480 wozów bojowych i broniony przez 10 000 piechoty i 700 jeźdźców, uzbrojonych w 40 hufnic. Kilometr przed nimi stały wojska koalicyjne, mające nieznaczną przewagę liczebną – 13 000 piechoty i 1500 jazdy, także schronione za wagenburgiem. Pierwszy raz w historii przeciwko sobie miały walczyć armie używające umocnień zrobionych z ruchomych wozów. Jedna ze stron musiała odsłonić się i zaatakować, opuszczając przy tym własny szyk wozowy. Wodzowie obu armii nie byli skorzy ryzykować i przez kilka dni trwały między nimi próby negocjacji, które zakończyły się niekorzystnie dla radykałów. Wewnętrzny spór spowodował odejście z obozu jednego z hetmanów, Biedrzycha ze Strażnicy i jego 300 konnych.

Rozerwanie czeskiego wagenburga pod Lipanami
Věnceslav Černý via Wikimedia Commons

Podczas rozmów nie osiągnięto porozumienia i 30 maja Bitwa pod Lipanami rozpoczęła się od salw Taborytów. Ostrzał ten nie spowodował dużych strat po stronie katolików i kalikstynów, jednak wyraźnie podłamał ich morale. Aby temu zaradzić, Diviš Bořek z Miletínka zarządził głośną modlitwę, a jego jeźdźcy, oskarżani przez piechotę i chęć ucieczki, zdjęli swoje ostrogi, zsiedli z koni i przyrzekli że pod Lipanami albo wygrają, albo stracą życie. Na koniach pozostał tylko wydzielony oddział Mikuláša Krchlebca.

Ta właśnie jednostka miała odegrać kluczową role podczas początkowej fazy bitwy. Krchlebec otrzymał ryzykowne, choć arcyważne zadanie zmylenia przeciwnika. Wedle rozkazu gdy już zaczął się ostrzał prowadzony przez Tabor, jego jazda podeszła blisko i trzymając dystans od nieprzyjacielskich wozów, pozorowała atak. Jednocześnie piechota koalicji sygnalizowała rozłączanie wozów i porzucenie szyku obronnego.

Gdy tylko Taboryci zobaczyli działania swoich przeciwników, wpadli w euforię. Dowództwo radykałów było pewne, że wroga jazda ma osłaniać odwrót całej armii, więc nie namyślając się długo, rzucili swoje siły do szaleńczego ataku. Byli pewni, że uderzą na wycofującego się, bezbronnego przeciwnika.

Stało się zupełnie inaczej. Jazda Krchlebca w jednym momencie zawróciła i już w karnym szyku wbiła się w w zaskoczonych, pozbawionych ochrony Taborytów. Po osiągnięciu wagenburga, udało im się przewrócić osiem wozów i tym samym zrobić wyłom dla reszty sił, które wtargnęły do wnętrza obozu i rozpoczęły rzeź armii taboryckiej. Dramatyczna walka wręcz trwała do wieczora, a śmierć zbierała wśród Husytów krwawe żniwo. Wewnątrz wagenburga zginął Prokop Wielki. Taboryci stracili 1300 ludzi (Katolicy i Kalikstyni 200), a wielu husyckich hetmanów uciekło do okolicznych miast. Po bitwie 700 Taborytów zostało zapędzonych do okolicznych stodół i bestialsko spalonych żywcem.

Z pola bitwy uciekł hetman Jan Čapek z Sán, który z oddziałem jazdy przedostał się do Kolina, jednak przez następne lata jego dawni towarzysze broni uważali go za zdrajcę i z tego powodu już rok później ten znany dowódca opuścił Czechy i wstąpił na służbę w królewskiej armii w Polsce.

Bitwa pod Lipanami ostatecznie zakończyła okres wojen religijnych w Europie Środkowej. W 1436 roku sędziwy już Zygmunt Luksemburski osiągnął swój cel i objął władzę w Czechach, co było definitywnym końcem rewolucji w ówczesnych Czechach. Niedobitki husyckich radykałów prowadziły walkę do roku 1437. Za ostatniego dowódcę wojsk husyckich uważany jest Jan Rohacz z Duby, którego skromne siły zostały pokonane trzy lata po bitwie, a Rohacza powieszono w Pradze.


Poniżej znajduje się fragment czeskiego filmu „Jan Žižka” z 1956 roku, który pokazuje Bitwę pod Sudomierzem pomiędzy Husytami prowadzonymi przez Jan Žižkę, a czeskimi Katolikami Zygmunta Luksemburczyka. Mimo słabej jakości wideo, nagranie może pomóc czytelnikowi zrozumieć sposób walki Czechów podczas Wojen Husyckich.

https://www.youtube.com/watch?v=bskuqjb1zN8